Cóż może lepiej obnażyć absurdy i hipokryzję ludzkiego życia niż krytyczne i uważne spojrzenie bystrego trzynastolatka? Zabieg stary jak świat, ale David Mitchell stosuje go z wdziękiem, a jego powieść o traumie dorastania ma w sobie zadziwiającą świeżość i siłę.
Wielka Brytania wczesnych lat osiemdziesiątych, narastająca groźba bezrobocia, walka o Falklandy gdzieś w tle, a w tym wszystkim codzienność dojrzewającego chłopca, który w niewielkim miasteczku na angielskiej prowincji zdobywa pierwsze miłosne doświadczenia, ćwiczy wyobraźnię, bawi się i… uczy, jak desperacko maskować własne słabości, by nie stracić pozycji w grupie rówieśników.
Mitchell z łatwością burzy mit sielskiego i anielskiego dzieciństwa – przypomina ono raczej nieustanną walkę o przetrwanie, prawo pięści i kłów, w myśl którego słabszy musi podporządkować się silniejszemu albo zginąć marnie. Tej rywalizacji nie da się uniknąć ani jej zbagatelizować – wie o tym najlepiej Jason Taylor, bohater powieści, który, choć gardzi w skrytości ducha nieokrzesanymi kolegami, jednocześnie ulega im i chcąc nie chcąc przejmuje ich reguły gry. A że Jason jest wrażliwcem, poetą, a przy tym ma niebezpieczną skłonność do zacinania się na niektórych syczących głoskach, już wiadomo że nie będzie miał lekko.
Czyniąc narratorem trzynastolatka autor uzyskał także dodatkowy efekt – narracyjną lekkość przyprawioną niebanalnym i autentycznie zaraźliwym humorem.
David Mitchell, Konstelacje, przeł. Paweł Łopatka, Wydawnictwo Literackie, 2007
(kaj)
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis