Jarzmo

Na językach
/ autor:jk

I znowu to samo – pracujący w Dolinie Chochołowskiej, ciągnący bryczkę koń upadł z wyczerpania. Dzień był parny i duszny. Siedzący w bryczce turyści nawet nie wysiedli, choć zwierzę leżało na ziemi dłuższy czas. Gdy wreszcie wstało, zostało przez dorożkarza ponownie zaprzęgnięte do pracy.

Takie sytuacje powtarzają się co roku. Na nic protesty, akcje i kampanie typu „Nie wsiadaj, nie krzywdź”. Na tatrzańskich drogach wciąż wiją się ogony kolejkowiczów, czekających na miejscową atrakcję, podwózkę, a umęczone  konie ciągną w upale przeładowane turystami wozy. Tam i z powrotem. Każdego roku część z nich trafia do rzeźni, bo są już tak wyeksploatowane, że nie dają rady pracować. Więc się je wymienia. Na kolejne, kolejne i kolejne. Jak bezużyteczne już części maszyny.

Współczesny czytelnik nie miał pewnie szans poznać ani jarzma, ani kieratu. W kieracie – który był dawnym urządzeniem do napędu maszyn rolniczych – chodziły konie, po okręgu, wprawiając w ruch dwie pary kół z system przekładni. Jarzmo to dawna prymitywna uprząż dla wołów, zbudowana z drewnianego pałąka na kark lub czoło i części połączonej z dyszlem. I kierat, i jarzmo dawno już zniknęły z gospodarskich obejść, ale pozostały w języku – jako przenośne oznaczenie opresji. Kieratem nazywamy dziś codzienne, powtarzające się monotonnie obowiązki, jarzmo to coś ciężkiego, trudnego do zniesienia. Niewola.

Cóż, język, niczym lustro, odbija nasz stosunek do zwierząt. Do dzisiaj mówimy  „harować jak wół” albo „wół roboczy”. Ale nie tylko bydlęta gospodarskie wiodły nędzny żywot, nawet pies, ten podobno najwierniejszy i najstarszy towarzysz człowieka, nie uniknął chłodu, głodu i traktowania kijem. Psi los, pieski świat, pieskie życie. O brzydkiej pogodzie mawiamy, że jest pod psem, a mała, niewarta nawet wzmianki kwota to psi grosz bądź psie pieniądze. Mówimy: wieszać na kimś psy, zejść na psy. Jest też cały bogaty zasób wulgaryzmów i przekleństw z psem w roli głównej, z których psiakość i psiakrew należą do najłagodniejszych.

Inwektywy odzwierzęce są wyjątkowo popularne: zezwierzęcenie, bydlę, bydło, świnia, krowa, ty ośle, ty małpo. To zastanawiający paradoks; przez wieki wierzono, że zwierzęta nie mają żadnych emocji ani uczuć, a jednocześnie przypisywano im najgorsze z ludzkich cech. Kotu – fałszywość, krowie – umysłową ociężałość, świni – niechlujstwo, osłu – upór. I tak dalej, i tak dalej. Że nie ma w tym logiki, dobrze wiemy, ale jest trop mówiący nam wiele o nas samych. W psychologi mechanizm ten nazywa się chyba projekcją.

Oczywiste, że w czasach, gdy woły chodziły pod jarzmem, czułość nie była na porządku dziennym – ani w stosunku do ludzi, ani tym bardziej do zwierząt. Ale czasy się zmieniły. Podobno. Zrozumieliśmy, podobno, a nawet zapisaliśmy w ustawie, że zwierzę nie jest rzeczą. Że jest zdolne do odczuwania bólu, a także strachu, smutku, radości, przywiązania. Ci, którzy mają koty lub psy, wiedzą o tym najlepiej. A jednak rokrocznie w sezonie wakacyjnym te koty i psy wyrzucane są z samochodów na pobocze dróg, jak zbędny balast, bo komplikują urlopowe plany. I rokrocznie na tatrzańskich szlakach padają jakieś umęczone konie. Więc co z nami nie tak, ludzie?

O Joanna Kaliszuk 151 artykułów
Joanna Kaliszuk jest dziennikarką, redaktorką naczelną Gazety Południowej.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*