Manewry i rzeczywistość

Jak doniosły lokalne środki masowego przekazu, na oddziale ratunkowym szpitala wojskowego przy ul. Weigla odbyły się ćwiczenia sprawdzające gotowość tej placówki przed Euro 2012. Karetki pogotowia dowoziły pojedynczych symulantów, a karetka wojskowa przetransportowała kilku kibiców udających ofiary normalnej bójki. W sumie przewieziono 20 osób, czyli mniej od liczby medycznych prominentów, którzy byli obserwatorami tych manewrów. Po ich zakończeniu obserwatorzy ze Światowej Organizacji Zdrowia wydali komunikat, że szpital wojskowy może być wzorem dla innych ośrodków w Polsce. Jedyny mankament to brak sposobu na przyjmowanie pacjentów z chorobą zakaźną. Przy czym nie chodziło im prawdopodobnie o kibiców, którzy są nosicielami tak pospolitych wśród tej grupy społecznej dolegliwości natury wenerycznej, ale o takich, którzy przyjadą do naszego pięknego miasta na przykład z trądem, dżumą lub cholerą. Wojskowi medycy złożyli ponoć przysięgę, że dla takich delikwentów wygospodarują pomieszczenia w pobliżu prosektorium, aby nie było problemów z pozgonnym przemieszczaniem zakażonych ciał.

Znacznie gorzej przebiegły manewry prowadzone przez MPK, sprawdzające, w jakim czasie kibice mogą przemieścić się ze stadionu na dworzec główny. Tak zwany superszybki tramwaj uderzył w tył prawidłowo zaparkowanego tramwaju pośpiesznego, a ten walnął w stojący przed nim tramwaj starej generacji. Efekt – 32 osoby ranne, w tym kilka ciężkie, które nie trafiły do szpitali w ramach ćwiczeń, tylko już z normalną szybkością. Na szczęście obserwatorów ze Światowej Organizacji Zdrowia przy tym nie było, bo wtedy nie daj Boże mogliby uzmysłowić sobie, jaka jest w naszym mieście odległość między ćwiczeniami a rzeczywistością.

Również bardzo intensywnie przygotowuje się na przyjęcie krajowych i zagranicznych kibiców wrocławska izba wytrzeźwień. No bo, jak wiadomo, kibice piją sporo, gdy ich ukochana drużyna wygrywa, a jeszcze więcej, gdy dostaje baty. W tym roku już sześć osób skorzystało tam z full serwisu, czyli dzięki intensywnej opiece nie pomogła im już nawet intensywna terapia i przeniosły się na łono Abrahama. Takiej skuteczności w zwalczaniu alkoholizmu nie ma żadna izba wytrzeźwień w kraju, a nawet za granicą. Co więcej, niektóre zgony pijanych należy zaliczyć do kategorii wręcz niezwykłych. Otóż ostatnio spaliła się tam kobieta, która najpierw została poddana szczegółowej rewizji, a następnie przywiązana do łóżka pasami i przez cały czas podglądana przez kamerę.

Dominik Golema, wicedyrektor departamentu spraw społecznych Urzędu Miejskiego, odpowiedzialny za funkcjonowanie wrocławskiej izby wytrzeźwień w wywiadzie dla lokalnej gazety jest optymistą: „Z każdym przypadkiem śmierci analizujemy jej funkcjonowanie i staramy się je poprawić”. Nie podaje jednak, ile jeszcze takich przypadków musi się zdarzyć, aby wrocławska izba nie kojarzyła się z wykańczalnią. I czy przed Euro 2012 zostaną przeprowadzone w izbie jakieś manewry, pod hasłem „Każdy pijany kibic, bez względu na narodowość, wychodzi z naszej izby na własnych nogach, a nie jedzie na wózku do kostnicy”.

A tak na marginesie, w Unii Europejskiej jesteśmy chyba ostatnim państwem, które broni funkcjonowania izb wytrzeźwień jak niepodległości. Co więcej, w Rosji, którą trudno uznać za kraj absolutnej abstynencji, z Moskwy, Petersburga i innych miast już w ubiegłym miesiącu zniknęły izby wytrzeźwień. W oficjalnym komunikacie stwierdzono, że „są to instytucje patologiczne i niehumanitarne”. No cóż, wrocławskie władze samorządowe mają inny pogląd na ten temat i nie mają zamiaru wzorować się na obcych nam kulturowo rozwiązaniach. W końcu jesteśmy Europejską Stolicą Kultury, czy też nie?

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*