Mit górą

Jak wyglądały obchody rocznicy 4 czerwca – wszyscy widzieliśmy. Pod hasłem uczczenia „Solidarności” zademonstrowaliśmy światu antysolidarność – trwający przez wiele tygodni spektakl oszczerstw, obrażanek, pretensji, kłótni, kłamstw i hipokryzji, którego to spektaklu kulminacją były imprezy w Gdańsku i Krakowie w dniu 4 czerwca. I był wstyd.

Czy tak musiało zdarzyć? Jeśli się zdarzyło, to znaczy, że musiało – że zacytuje w odpowiedzi klasyka filmu Stanisława Bareję.
Musiało się tak zdarzyć, bo zbyt wielu jest chętnych do zajęcia miejsc na cokołach, zbyt wielu mianuje się bohaterami, jedynymi sprawiedliwymi, jedynymi obrońcami i zbyt wielu chce pisać najnowszą historię Polski. Czyli jest zbyt wiele kłamstwa, nienawiści i pogardy dla faktów. Co wyklucza normalność, a tym bardziej porozumienie. Tak zwanych elit szczególnie!

I jak zupełnie nie z tego polskiego świata jawią się telewizyjne czy gazetowe występy Władysława Frasyniuka – prawdziwego bohatera tamtych czasów (Wałęsa, Michnik, Kuroń, Frasyniuk, Bujak – te nazwiska znał każdy Polak, inne niekoniecznie, a o większości dzisiejszych bohaterów nikt wówczas nie słyszał). No wiec ówże Frasyniuk w rocznicowym telewizyjnym programie na żywo przypomina rzecz niesłychaną: że przy Okrągłym Stole porozumiewali się nie Mazowiecki z Geremkem i Moczulski z Rulewskim, a więc nie opozycja z opozycją (co sugeruje zestaw osób zapraszanych do obchodów) ale porozumiewała się Solidarność z czerwonymi. Czyli była również jakaś druga strona, która się porozumiewała, dogadywała, z czegoś tam rezygnowała. Wymazywanie więc z historii, z rocznicowych obchodów Jaruzelskiego, Kiszczaka i innych – jest kompromitującym fałszerstwem i nieporozumieniem.

W „Gazecie Wyborczej” Władysław Frasyniuk wspominając swoje wieloletnie doświadczenia z więziennictwem PRL i z SB mówi jeszcze straszniejsze herezje: że na przykład wcale nie cały naród walczył z komuną! Przeciwnie –  w drugiej połowie lat 80-tych tylko garstka walczyła i się narażała, a naród, jak naród, trwał sobie. Częściowo obojętny, częściowo zastraszony, pewnie zrezygnowany, wymęczony, zapominający nawet o „karnawale wolności roku 81”.

To są poglądy, których głosić obecnie nie wolno. Bo zarówno dla PiS jak dla PO mitem założycielskim i prawdą poza dyskusją jest, że cały naród walczył, nienawidził i był sterroryzowany. Od roku 1945 do czerwca 1989. Z przerwami na pielgrzymki papieskie, które – jak powiadają telewizyjni gadacze – pozwalały ludziom pozbyć się strachu, zrzucić na chwilę kajdany i mieć nadzieję.

Nie mam pojęcia ilu młodych ludzi – tych urodzonych po roku 1985 – faktycznie wierzy w te opowieści o cierpiącym, sterroryzowanym i walczącym narodzie. Sadzę że wielu, bo indoktrynacja jest taka, o jakiej towarzyszom z Wydziału Propagandy KC nawet się nie śniło. A jak się wierzy, że to zniewoleni frustraci pod butem Moskwy cierpiąc i płacząc odbudowywali Polskę z gruzów, stawiali szkoły i uczyli w nich dzieci, stworzyli przemysł, który zatrudnił 10 milionową rzeszę wiejskiej biedoty i na Uniwersytecie Warszawskim uczynili  Lecha Kaczyńskiego doktorem prawa – więc jak się w to wierzy, to się ma takie rocznice i takich, jakich właśnie wybieraliśmy, kandydatów do parlamentów. Krajowych i europejskich.

I taki ma się szacunek u innych, jaki ma się szacunek do własnej historii.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*