Biblioteka Sąsiedzka jest niczym klub dla lokalnej społeczności. Tu wszystko urzeczywistniają ludzie. To prawdziwie oddolna inicjatywa, która powstała teraz także we Wrocławiu.
W październiku lokal po zamkniętej niedawno filii biblioteki miejskiej przy Wyszyńskiego 75 został zaadaptowany na siedzibę działającego od kilku lat na Ołbinie Stowarzyszenia „Żółty Parasol”. Irena Brojek, emerytowana bibliotekarka, blogerka, aktywistka i mieszkanka Ołbina, która włącza się w akcje „Żółtego Parasola” i nie tylko, bo bierze udział w różnych przedsięwzięciach, postanowiła wraz z prezes stowarzyszenia stworzyć w swojej dzielnicy Bibliotekę Sąsiedzką.
Nazwę Biblioteka Sąsiedzka wymyśliła Maria Dąbrowska-Majewska z Warszawy,
która przeszło trzy lata temu, wspólnie z koleżankami, stworzyła pierwszą taką w Polsce bibliotekę na warszawskiej Pradze, działającą dzisiaj przy ul. Targowej 63 . Po prostu chciała założyć swoją bibliotekę i to zrobiła. To miejsce spotkań rządzące się swoimi regułami, bez godzin otwarcia i schematów:
– Podstawowym założeniem programowym każdej biblioteki sąsiedzkiej jest brak jakiegokolwiek programu. Działanie i funkcjonowanie takiej biblioteki to bardzo długi proces i często nie wychodzi, trzeba umieć to powiedzieć wprost, ale też nie można łatwo rezygnować – mówi Maria Dąbrowska-Majewska.
W ślad za pomysłem Marii, utworzono sześć innych bibliotek sąsiedzkich w różnych miejscach w Polsce, z czego do dziś działają trzy. We Wrocławiu Biblioteka Sąsiedzka miała powstać i działać na Nadodrzu, ale się nie udało. Po 2 latach Irena Brojek, śledząc z boku wydarzenia, postanowiła wskrzesić i doprowadzić ideę do końca, tym razem na swoim Ołbinie. Nie jest to łatwe przedsięwzięcie, bo społeczna biblioteka cały czas potrzebuje wsparcia ludzi, którzy bedą o nią dbać.
– Mamy już dwa regały, będzie jeszcze trzeci. Książki pozyskujemy z różnych źródeł, głównie dzięki prywatnym kontaktom, bo nie mamy pieniędzy na zakup nowości – mówi Irena Brojek. – Dostaliśmy już trochę ciekawych pozycji, między innymi kilka książek lokalnego pisarza Marka Krajewskiego podarowała nam moja koleżanka. Otrzymaliśmy też wiele pozycji z Dolnośląskiej Biblioteki Publicznej oraz wspomogły nas koleżanki z biblioteki publicznej – dodaje.
Na Ołbinie stworzył się już zespół bibliotecznych wolontariuszek. To pięć pań, które będą pełnić dyżury w bibliotece. Wszystkie mieszkają w pobliżu i są pełne zapału do działania.
W bibliotekach sąsiedzkich z założenia panuje luźna atmosfera, nie ma katalogów, kart wypożyczeń,
a książek nie trzeba oddawać w terminie i nawet jeśli ktoś nie odda książki w ogóle, nie zostanie ukarany.
– To jest miejsce bardzo normalne – uśmiecha się Maria. – U nas można na przykład palić papierosy. Przed świętami ktoś wpadł po książki, ktoś inny z życzeniami i z ciastem, a jeszcze ktoś opowiadał historię kamienicy i tak siedzieliśmy. Życie nie jest eventem, więc nie chcemy tutaj nikogo łudzić, że coś wielkiego się wydarzy. Mamy takie przekonanie, że jeśli coś nam nie idzie, to znaczy, że nie jest potrzebne – mówi Maria.
A mimo to właśnie się wydarza, bo ludzie kręcą się wokół i obserwują, a potem z ciekawości wstępują i za coś się biorą. Przed świętami na podwórku przed biblioteką stała pusta choinka i nie wiadomo kiedy mieszkańcy sami ją ubrali.
– Na wieść o tym, że w naszej dzielnicy powstanie biblioteka sąsiedzka, aż zaświeciły mi się oczy . Wreszcie jakieś nieformalne miejsce dla mieszkańców – mówi Magdalena Szymanek, mieszkanka Ołbina we Wrocławiu.
Pomimo luźnej atmosfery biblioteki sąsiedzkie działają według pewnych zasad. Przestrzeń, w której się znajdują, musi być związana z lokalną społecznością i być jednocześnie punktem spotkań mieszkańców. We Wrocławiu miejsce jest siedzibą stowarzyszenia, gdzie regularnie odbywają się różne inicjatywy tworzone dla mieszkańców i przez mieszkańców, a także zajęcia komputerowe, językowe oraz kulturalne wtorki i różnego rodzaju warsztaty, a nawet tańce. Jednym słowem miks wszystkiego.
Wygląda na to, że biblioteki sąsiedzkie są odpowiedzią mieszkańców na duże molochy biblioteczne, które w ostatnich latach wchłoneły malutkie czytelnie. Jest to wyraźny głos, że kameralne miejsca z książkami, blisko domu są wciąż potrzebne. Bo książka bywa pretekstem do spotkania z drugim człowiekiem, a biblioteki sąsiedzkie to sposób na wspólne działanie mieszkańców tej samej dzielnicy, tak po prostu, z potrzeby poznania innych ludzi.
– Jedno jest pewne, to wszystko istnieje dlatego, że ktoś się tym zajął i żeby trwać, potrzebuje wsparcia. Cały czas muszę się też uczyć, że to nie ja tylko decyduję, ale i inni, którzy tu przychodzą i pomagają – mówi Maria.
Jeśli ktoś chciałby podarować książki dla ołbińskiej Biblioteki Sąsiedzkiej, to może zgłosić się do siedziby przy ul. Wyszyńskiego 75. W poniedziałek: 11.00–14.00, środa 16.00–19.00, piątek 12.00–15.00 lub też napisać do osoby odpowiedzialnej za bibliotekę, Ireny Brojek: alodia1949@o2.pl albo do Stowarzyszenia „Żółty Parasol”: biuro@parasol.net.pl.
Działajmy wspólnie i pozwólmy trwać dobrym inicjatywom!
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis