Dokonuje się w Europie historyczny przełom. Po kilkunastu miesiącach histerycznych kryzysowych wahań, deliberacji i politycznych konwulsji – przyszedł w grudniu czas decyzji. Że albo będziemy razem na dobre i na złe i będziemy się silniej integrować – albo będziemy się wycofywać z wielkiego wspólnotowego europejskiego projektu.
Wariant pierwszy to najmniej 700 miliardów euro potrzebnych od zaraz (to więcej niż PKB Polski!), a zaraz później drugie tyle. Zrzucić się na te koszty muszą wszyscy, ale – co powszechnie wiadomo – najbardziej Niemcy. Niemców, którzy najwięcej w Europie produkują, sprzedają i kupują i najwięcej na wspólnocie zarabiają – ratowanie wspólnoty ma kosztować krocie. Więc się Niemcy krygują, kombinują z Francuzami lżejsze warunki płatności, żądają jakichś gwarancji nie tylko od Włochów, ale też od Holendrów i Duńczyków, krótko mówiąc – walczą o swoje.
I powiedział polski minister, że Polska jest z Europą w tych trudnych chwilach i będzie zawsze. I powiedział Radosław Sikorski, że nie boi się Niemców, naszego największego biznesowego partnera, politycznego sojusznika i życzy Niemcom, żeby były silne, bogate i żeby otworzyły kasę i ratowały wspólnotę! To powiedział polski minister, chociaż językiem bardzo dyplomatycznym.
No i się zaczęło. Że zdrada i Trybunał Stanu. Że Orzeł Biały, Hakata, Ribbentrop, dzieci we Wrześni i Matka Boska. Że wolność, niepodległość, godność i Naród idzie w germańską niewolę. Roman Giertych uważa, że należy w tej Europie być tylko dopóty, dopóki Europa nam daje miliardy na drogi, koleje, kształcenie i rolnictwo. Wziąć, co się da – i uciekać, kiedy tylko przestaną dawać. Tak mówi były wicepremier i dodaje, że to uczciwe, bo taka jest polityka.
Rozumiem, że pan poseł Tomek, który został posłem, bo potrafił uwodzić kobiety i donosić później na nie do prokuratury, nie pojmuje wizji Europy bez granic i bez narodowych obsesji. Rozumiem, że pan poseł Kłopotek ma trudności ze zrozumieniem globalizmu i współczesnych ograniczeń suwerenności państw – powiedział wszak kiedyś, że rodzina jest najważniejsza i słusznym jest załatwić pracę szwagrowi. Rozumiem, że minister Gowin zżyma się – w tej nowoczesnej Europie nie ma religijnych fanatyków na posadzie ministra sprawiedliwości i zrobienie Gowina ministrem jest dobitnym przykładem naszej polskiej suwerenności właśnie, której Gowinowi żal. Rozumiem, że europoseł Czarnecki jest oburzony i zszokowany – Ryszard Czarnecki jest taki, jakim mu każe być aktualny jego mocodawca i tyle, własnych opinii nie posiada.
Nie rozumiem jednak, jak ludzie o ewidentnie ponadprzeciętnej inteligencji – jak, nie przymierzając europoseł Kurski czy prezes Kaczyński albo publicysta Semka czy wspomniany mecenas Giertych – mogą chcieć wypisać Polskę z europejskiej wspólnoty. Niepodległość i suwerenność to dzisiaj tylko słowa, słowa, słowa. Zaklęcia. Myślenie sprzed wieku. Jedyną polską firmą znaną na świecie jest KGHM – czyli kopalnia rud miedzi. Po rodzimym przemyśle zostały wspomnienia, co doskonale widać też we Wrocławiu: właściciele i centrale wszystkich liczących się firm są za granicą, w Europie właśnie. Banki polskie mamy dwa. To tyle w temacie suwerenności.
I być może chodzi o to, że – jak to kiedyś ujął pewien ważny poseł i minister – nieważne jest, czy Polska będzie biedna czy bogata, byle była katolicka. Takiej Polski chcą Polacy? Na pewno?
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis