Ruchy językoznawców

Wrocławscy sędziowie karni, zatrudnieni na co dzień w sądzie okręgowym pozazdrościli prof. Janowi Miodkowi medialnej sławy i zabrali się do tłumaczenia zdań z „polskiego na nasze”. Hasło „Europa dla białych, Afryka dla HIV”, „Nasza święta rzecz, czarni z Polski precz” – to według nich wołanie o zachowanie „w mozaice ras cech własnego narodu, jego niepowtarzalnego piękna”, zaś okrzyki o wyższości białej rasy to jedynie klasyka „francuskich i angielskich XIX – i XX wiecznych doktrynerów”. Podobnego zdania był Sąd Najwyższy, więc po czterech latach sześciu członków Narodowego Odrodzenia Polski niewinnych jak te lelije znów może wyjść na ulice miasta i kontynuować swoje dzieło naprawy Rzeczpospolitej.

No a konkurencja nie śpi. Miłośnicy piłki kopanej przez drużynę Śląsk Wrocław poczynili znaczne postępy w przyswajaniu sobie tajników rynsztokowej polszczyzny. Jeszcze nie tak dawno wszelkie swoje stany emocjonalne potrafili wyrazić przy pomocy czterech słów. Teraz są to już prawdziwi oratorzy. Żeby nie być gołosłownym, cytuję z gazety codziennej fragment sprawozdania z meczu Śląsk – Widzew.
„Kibole Śląska ryczeli: „Żydzew, Żydzew, łódzki Żydzew, ja tej k…. nienawidzę”, „Jude, Jude, cała Łódź”, „Waszym domem Auschwitz jest”, „Czerwona k…. ta pójdzie dzisiaj do pieca”. Buczeli też – naśladując małpy – za każdym razem, gdy przy piłce byli czarnoskórzy zawodnicy”.
Gdyby sprawa trafiła do sądu, to najprawdopodobniej dowiedzielibyśmy się, że „słowo Żyd jest w istocie typem inwektywy, którą obrzuca się interlokutora podczas intelektualnej debaty na stadionie”. No, ale sprawą zajęła się Komisja Ligi, która nie jest mocna z językoznawstwa, za to kary sypie od ręki, a nie po trzech latach. Klub został ukarany grzywną w wysokości 50 tys. złotych, zaś kibice mają wyjazdowy zakaz do końca rundy jesiennej. Inaczej mówiąc, nie mogą w zorganizowanych grupach wyjeżdżać na mecze rozgrywane przez ich drużynę w innych miastach.
Ta kara dodatkowa to za zachowanie w pociągu relacji Warszawa – Wrocław po meczu z Legią. I znów cytuję relację za gazetą codzienną: „Zakaz wyjazdowy – za skandaliczne zachowanie grupy kibiców Śląska, wracających pociągiem z ostatniego wyjazdowego spotkania z Legią w Warszawie. Kibole rzucali wtedy petardy, terroryzowali innych podróżnych, a także – tłumacząc się potrzebą kupna prowiantu – zaciągnęli w Częstochowie hamulec bezpieczeństwa”. No i tak ostatecznie runął mit klubu, który skutecznie poradził sobie ze stadionowym chuligaństwem.

Co będzie dalej? Doświadczenie uczy, że bezkarność wzmaga agresję nie tylko słowną, ale również fizyczną. Nie wyjadą troglodyci z Wrocławia, no to trudno, skoncentrują się na nowo oddanym stadionie na Maślicach. Tam jest tyle elektronicznych urządzeń do zniszczenia, tyle krzesełek do wyrwania, że roboty im wystarczy na cały sezon piłkarski oraz na kilka imprez towarzyszących. W końcu stadion kosztował miliard złotych, więc jest co niszczyć. Powie ktoś, że siły porządkowe do tego nie dopuszczą. Spokojna głowa. Pasażerom pociągu z Warszawy też się wydawało, że ktoś zadba o ich bezpieczeństwo, że przynajmniej na stacji w Częstochowie pojawi się policja i zabierze troglodytów do aresztu. Nic z tych rzeczy. Aż do Wrocławia pokornie musieli znosić popisy i obelgi troglodytów. Jedna z pasażerek zwierzyła mi się, że modliła się o szybki koniec podróży i o to, aby następnym razem pociągiem tym jechali sędziowie, którzy z taką serdecznością i zrozumieniem traktują wyczyny „prawdziwych Polaków”.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*