SALON

fot. http://www.flickr.com/photos/cafemama/ / CC BY-NC-SA 2.0

 

Coraz częściej odnoszę wrażenie, że na warszawskich najwyższych politycznych salonach panoszy się duch umysłowej destrukcji. Bo co tam kto wejdzie, w te salony, człek nawet rozumny, to nieuchronnie zaczyna lewitować w jakichś obszarach nadrzeczywistości, zwid i ułud, mitów i – za przeproszeniem – metafizycznych lęków.

W takim to właśnie klimacie nadrzeczywistości rodziły się koncepcje esbeckich spisków i ożywczych lustracji, teorie lotniczych zamachów, definicje in vitro jako zbrodni ludobójstwa, a bestialskie mordowanie zwierząt prof. Andrzej Rzepliński nazywa w salonie wolnością religijną. Za co dostaje medal od papieża franciszkanina, żeby było śmieszniej.

Więc jest w tej Warszawie klimat umysłowy szczególny. W tym klimacie pan minister Grzegorz Schetyna postanowił ogłosić światu, że KL Auschwitz wyzwolili Ukraińcy, a nie Armia Czerwona. Grzegorz Schetyna kończył historyczne studia w czasach, kiedy studenci czytali książki, zdawali prawdziwe egzaminy, wie przeto o SS-Galizien  i o Ukraińskiej Policji Pomocniczej (Ukrainische Hilfspolizei) – tych ochotniczych formacjach Ukraińców, z wielkim i radosnym wręcz zaangażowaniem biorących udział w eksterminacji ludności żydowskiej i polskiej zresztą też. Wie i o tym, że ukraińscy policjanci w Bełżcu i Sobiborze stanowili większość załogi, że byli również czynni w KL Auschwitz i w czasie tłumienia Powstania Warszawskiego. Musi też wiedzieć absolwent studiów historycznych, że w armiach wyzwalających Auschwitz Frontu Ukraińskiego były wszystkie nacje: Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini, Tatarzy, Kazachowie, Polacy i Czeczeni też.

Wykluczywszy brak wiedzy, pozostanie tylko jedno wyjaśnienie: pan minister uległ wpływowi salonu! Działaniu tego czegoś, co warszawskim elitom politycznym, dziennikarskim czy naukowym masowo odbiera rozum. O ile jednak panoszące się w tym salonie obsesje religijne, obyczajowe czy ekonomiczne powodują tylko chaos wewnętrzny, upadek edukacji czy tryumf barbarzyńskich koncepcji ekonomicznych – o tyle obsesje rusofobiczne czynią już państwu polskiemu i społeczeństwu ewidentne i wymierne szkody.

Rzecz jasna nie chodzi o to, aby wypominać Ukraińcom Banderę, Wołyń czy SS-Galizien. Swoje oddziały SS mieli też Litwini, Łotysze, Holendrzy, Francuzi i kto tam jeszcze; polska Policja Granatowa też dzielnie się spisywała przy łapaniu Żydów (a i sami Żydzi mieli swoją policję), więc nie ma co rozdrapywać przeszłości. Nie można jej jednak aż tak fałszować, czyli uprawiać polityki historycznej w dialogu międzynarodowym! Owszem, warszawski salon wymaga, aby przy okazji różnych uroczystości elegancko „zapominać” o dwóch armiach Wojska Polskiego walczących z Niemcami, ale czy równie beztrosko można zlekceważyć dokonania Armii Czerwonej?

Otóż, jak się okazuje, można. Tydzień po doniosłym odkryciu, że Auschwitz wyzwolili Ukraińcy, pan minister wzmocnił swój historyczny przekaz. Powiedział, że obchody 70 rocznicy zakończenia II wojny światowej mogą się odbyć gdzieś, byle nie w Moskwie. Moskwa na to nie zasługuje, bo gnębi umiłowanych przez nas przyjaciół Ukraińców.

Podpowiadam więc panu ministrowi: niech się odbędą w Bukareszcie, na przykład. Rumuni nam krzywdy nie robili, trochę bili wrednych Ruskich, później Niemców, to będzie akurat pasowało do nowej koncepcji historii.

Albo jeszcze lepiej: w ogóle zaniechajmy świętowania Dnia Zwycięstwa. W warszawskich salonach i w oficjalnej propagandzie już się wszak od lat głosi, że to była tylko zamiana jednej okupacji na drugą. To postawmy sprawę jasno i ostatecznie: uznajmy, że Wehrmacht i dzielne SS-Galizien bronili nas przed bolszewicką nawałą.

Będzie to bezwzględny triumf polityki historycznej i ostateczne zwycięstwo obsesji nad rozumem. Na polu polityki zagranicznej pan minister Schetyna przebije tym samym nawet sukcesy swojej poprzedniczki – minister Fotygi!

I argument, że – w odróżnieniu od części majdanowych bojowników – ani Rosjanie ani Putin osobiście nie mają żadnych terytorialnych ani historycznych na przykład resentymentów w stosunku do Polski – nie ma tutaj nic do rzeczy. Jak również fakt, że polska gospodarka ma bardzo dużo do sprzedania i do kupienia w Rosji. Boso, ale w ostrogach!

A jak oni nas eksmitują z konsulatu – to my ich z warszawskiej ambasady. Niech znają pana!

 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*