Tak musiało być

 Po wydrukowanym w „Gazecie Wyborczej” dwa tygodnie temu paszkwilu pewnego ambitnego doktora, trwa wielka dyskusja o wrocławskim Uniwersytecie. Kto żyw – zabiera głos. Internet aż kipi. Od inwektyw, obelg, wyzwisk, chamstwa i prostactwa. Oraz przerażających błędów ortograficznych popełnianych przez, jak należy rozumieć, dyskutujących absolwentów i studentów UW.

Za miesiąc albo dwa będzie mogła „Gazeta Wyborcza” zamieścić mądry esej o niechęci do autorytetów wśród polskiego społeczeństwa, o tym, że się autorytetów nie szanuje a szukające sensacji media są gotowe bez namysłu sponiewierać każdy. Dotychczas profesor uniwersytetu lokował się na samiutkiej górze rankingów zaufania w społeczeństwie. Była to profesja obdarzona społecznym autorytetem. Była, bo już nie będzie…

I jeszcze dwie uwagi.

Pierwsza uwaga ogólna: zgadzam się z prof. Modzelewskim, że pisanie w Polsce prac humanistycznych po angielsku jest nieporozumieniem – albo wynikającym z głębokich kompleksów, albo obrazem neokolonialnej uległości. Ja twierdzę, że nieważne w jakim języku, byle pisać mądrze!

Druga uwaga szczegółowa: prof. Bachman całkowicie się zgadza z surowymi krytykami swojego Uniwersytetu, pisze, że żadna korporacja – a takową wszak jest Uczelnia – nie pozwoliłaby sobie na taki brak kontroli pracy swoich pracowników. Święte słowa Profesora. Trzeba było tylko dodać, że żadna korporacja nie pozwoliłaby swojej kadrze być na etacie u konkurencji, czyli pryncypialny w krytyce Profesor nie mógłby pracować równocześnie w SWPS. Od siebie dodajmy, że o prywatnej SWPS żaden z jej pracowników nie odważyłby się piasać tak, jak prof. Bachaman o Uniwerstytecie.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*