Wrocławski „Trójkąt Bermudzki” się zmienia. W dawnej dzielnicy robotniczej mieszka coraz mniej ludzi z półświatka. W miejsce starych kamienic powstają nowoczesne plomby.
Stefan Orłowski mieszka na Kościuszki od lat 70. Przez wiele lat pracował jako kierowca w MPK. Niedawno ze starej kamienicy przy Kościuszki przeprowadził się do nowej plomby na tej samej ulicy.
– Pamiętam legendy o rodzinie Hetmaniuków, u których podczas rewizji znaleziono karabiny. Broń miała być ukryta na ogródkach niedaleko starego dworca PKP – opowiada Orłowski.
Na tyłach ulicy Świstackiego, nad torami znajdowała się kładka łącząca osiedle Huby z Trójkątem. Pomost miał ok. 500 metrów długości i nie każdy wrocławianin wiedział o jego istnieniu.
Zaraz obok znajduje się stary dworzec kolejowy (Dworzec Kolei Górnośląskiej) wybudowany w 1842 roku. Kładkę zamknięto kilka lat temu z powodu złego stanu technicznego. Deski zaczęły próchnieć i nie miał kto jej remontować. Teren nieczynnej stacji kupił podobno pewien Hiszpan. Obecnie stary dworzec w okolicy Świstackiego jest zdewastowany. Nie ma już torów, a część peronów jest wyburzona. Pomieszczenia magazynów zajmują bezdomni.
Stefan Orłowski nie boi się wychodzić samotnie wieczorem z psem na spacer. Twierdzi, że we Wrocławiu istniały dwa „trójkąty”. Ten pierwszy znajdował się w rejonie więzienia przy Kleczkowskiej i było tam o wiele groźniej niż tu, gdzie obecnie mieszka.
Znikały samoloty, znikali ludzie
18-letni Patryk mieszka na Kościuszki obok dawnej bazy pekaesu.
– Wychowałem się na Trójkącie i nigdy się stąd nie wyprowadzę. Tu mam kumpli i odpowiada mi klimat – przekonuje Patryk.
Chłopak czuje się tu bezpiecznie, choć nie zaprzecza, że wiele razy był w dzielnicy zaczepiany. Inne zdanie ma dziewczyna Patryka, która mieszka na Sienkiewicza.
– W weekendy wieczorami na Prądzyńskiego jest pełno różnych podejrzanych gości. Nie mówię, że na Sienkiewicza jest bezpiecznie, ale Trójkąt jest straszny – uważa Katarzyna Przybyłek.
Na wyremontowanym boisku przy Świstackiego pytamy młodzież od czego wzięła się nazwa „trójkąt”?
– Ze starych legend wysp Bermudzkich. Znikały tam samoloty przelatujące przez ocean. Tu znikali ludzie – mówi jeden z nastolatków.
Po wojnie w starych kamienicach przy Pułaskiego, Komuny Paryskiej, Kościuszki, Krakowskiej i Prądzyńskiego zaczęli osiedlać się robotnicy. Tu również przesiedlano ludzi, którzy opuszczali zakłady karne. Ówczesne władze myślały, że wszystkich będą mieć pod kontrolą, tymczasem w latach 60-70. wydarzyło się tu najwięcej przestępstw w Polsce. Uspokoiło się, gdy na Rakowcu uruchomiono komisariat, a luki między kamienicami zaczęły wypełniać plomby.
Mówili basta i pili razem
– Dawniej na rogu Kościuszki i Więckowskiego działał Bar Wrocławski. Była to straszna mordownia nosząca nazwę krainy „latających kufli”. Przy stolikach siedziały panie lekkich obyczajów z alfonsami. Taki warszawski Targówek – opowiada 50-letni Stanisław Bury.
Mężczyzna nadal żyje zasadami, które nazywa „przykazaniami”. Pokazał nam podwórka przy Mierniczej i dawne kino Tęcza.
– Tutaj nie pokazuje się na nikogo palcem, bo to cecha konfidentów. Nie chcę, aby ludzie myśleli, że oprowadzam kapusi po dzielnicy – uzasadnia pan Stanisław.
Kino jest od kilkudziesięciu lat zamknięte i ogrodzone murem. Pozostały napisy: kasy biletowe i wejście na balkon. To było kino dla wagarowiczów, w tylnym rzędzie piło się tanie wina. Seanse często przerywała milicja, która robiła naloty.
– Ale młodzież była inna, miała charakter. Biło się na solo. Kopanie leżącego nie wchodziło w rachubę. Czysta gra. Słowo: basta oznaczało koniec walki. Później wypijano flaszkę i podawano sobie rękę – wspomina mieszkaniec.
Świętą zasadą było: jeden za wszystkich – wszyscy za jednego. Z czasem przykazania przestały jednak obowiązywać, a brutalność przybrała inne formy.
– Teraz na Trójkącie sprzeda cię twój najlepszy kumpel. Honor przestał być ważny. To cechuje dziś wszystkich – wylicza pan Stanisław.
Czuć w powietrzu, że starsze pokolenie nie lubi młodzieży wykpiwającej fundamentalne zasady.
– Bo życie się zmienia i przykazania idą do grobu. Pozostają tylko po nich symbole, czyli stare kamienice – uważa młodzież z boiska.
Na ulicy Mierniczej i Brzeskiej nakręcono kilkanaście filmów. Reżyserom podobają się dziewiętnastowieczne kamienice. Agnieszka Holland kręciła tu m.in. „Kobietę Samotną” z Marią Chwalibóg i Bogusławem Lindą. W 1991 roku powstały zdjęcia do „Kobiety na wojnie” i oscarowych „Charakterów”. Kilka lat później nakręcono tu również „Aimee and Jaguar” oraz „Avalon”.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis