tekst: Małgorzata Kozłowska, Michał Dzierżak
Wrocław to jedno z najszybciej rozwijających się miast w Polsce. Miasto spektakularnych inwestycji, miasto z tytułem Europejskiej Stolicy Kultury 2016… A jednak często można odnieść wrażenie, że potrzeby mieszkańców wcale nie idą w parze z tym, co proponują urzędnicy. Szczególnie w dziedzinie transportu miejskiego.
Władze miasta dwoją się i troją, żeby Europejska Stolica Kultury choć w niewielkim stopniu przypominała jakąkolwiek stolicę. Szkoda tylko, że zaczynają kilka metrów nad ziemią i wcale nie chcą na nią wracać. Tutaj bowiem wcale nie jest metropolitalnie, ba – nie jest nawet stołecznie. Wrocław po raz kolejny chowa za ozdobną fasadą spore niedociągnięcia w wielu aspektach codziennego życia miasta. I choć prezydent Dutkiewicz chciałby porównywać nasze miasto do Berlina czy Pragi, to pod względem komunikacji zbiorowej daleko nam nawet do Gdańska czy Krakowa, nie mówiąc już o Warszawie. A przecież sprawna komunikacja jest jednym z podstawowych wyznaczników jakości życia w mieście.
– We Wrocławiu władza wychodzi naprzeciw mieszkańcom zawsze z konfliktem – mówi Przemysław Filar z Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia – bo najczęściej wizja władz miasta zupełnie różni się od tego, czego chcieliby mieszkańcy.
Wystarczy wsłuchać się w ich głosy. „Brudne i niepunktualne” – tak najczęściej wrocławianie oceniają stan miejskich autobusów i tramwajów. Do tego dochodzi fakt, że trudno sprawnie dostać się na niektóre osiedla, zwłaszcza te peryferyjne, bo autobusy jeżdżą tam najwyżej co godzinę. W dodatku – mimo protestów mieszkańców – w 2003 roku zlikwidowano tak popularne nocne tramwaje. Nie trzeba być geniuszem, żeby wysnuć odpowiedni wniosek – we Wrocławiu z roku na rok przybywa aut, a stolica Dolnego Śląska znajduje się w czołówce najbardziej zakorkowanych miast w Polsce.
– W planach są 23 obszary pod nowe osiedla, a ceny mieszkań największe zaraz po Warszawie. Jednocześnie są olbrzymie dziury w zabudowie śródmieścia. A co z całymi założeniami urbanistycznymi? – pyta Przemysław Filar.
Nie da się ukryć – wrocławianie wybierają własne samochody, bo czują się w nich komfortowo i często docierają na miejsce szybciej niż komunikacją miejską. To jednak wybór z przymusu. Bo – jak wskazują doświadczenia innych miast – jeśli jakość transportu publicznego się poprawi, wiele osób chętnie z niego skorzysta. Przykładem mogą być zresztą chociażby Koleje Dolnośląskie, które oferując coraz lepsze usługi zyskują coraz więcej pasażerów.
Plan jaki jest, każdy widzi
W planach miasta istnieje kilka projektów linii tramwajowych, które nigdy nie zostały zrealizowane. Niektóre zalegają w archiwach już dobrych kilkanaście lat. Aktywiści skierowali niedawno pismo do Urzędu Miejskiego z prośbą o szybszą realizację planów dotyczących inwestycji tramwajowych: Psie Pole, Jagodno, Muchobór Wielki, Oporów (przez Racławicką). Pod listem podpisało się 2000 wrocławian. Urzędnicy odpowiedzieli, że to, iż istnieją plany zapisane w studium uwarunkowań i kierunków przestrzennego Wrocławia, nie przesądza jeszcze, że będą one zrealizowane. Ponadto środki z budżetu miejskiego oraz przydzielone Wrocławiowi do 2020 roku środki UE na rozwój transportu niskoemisyjnego są ograniczone.
Tymczasem na zlecenia miasta powstał właśnie projekt „Planu zrównoważonego rozwoju publicznego transportu zbiorowego Wrocławia” do 2022 roku. Powiedzieć, że wzbudził on pewne kontrowersje, to tyle, co powiedzieć, że waran z Komodo w dziecięcym baseniku to ciekawostka przyrodnicza. Plan skrytykowali miejscy aktywiści, część specjalistów ds. transportu zbiorowego, a nawet Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne. Zarzucają, że jest niedopracowany i niespójny, a analizy i badania, na których się opiera, pochodzą nawet sprzed 10 lat i nijak się mają do rzeczywistości.
Hasłem przewodnim planu jest inwestycja w transport szynowy. Uspokajamy, nie chodzi o metro, a jedynie o tramwaje i pociągi (w kontekście aglomeracyjnym). I tak – ruch kołowy ma zostać w centrum miasta skrajnie ograniczony na rzecz ruchu pieszego i tramwajowego. W istocie potrzebne to i wskazane, choćby celem odkorkowania niektórych ulic, np. Kazimierza Wielkiego. Tyle że korek z jednych ulic przeniesie się na inne. Miasto jednak śmiało wróży, że za kilka lat czasy przejazdów głównymi arteriami miasta w określonych godzinach zmniejszą się nawet o połowę. Ma się tak stać właśnie za sprawą dynamicznego rozwoju transportu szynowego. Czytamy zatem o nitce Popowicka-Długa, linii na Nowy Dwór, nitce łączącej Dyrekcyjną z Powstańców Śl., a także wydzieleniu torowisk na Reymonta, Jedności Narodowej czy Pułaskiego. Sieć kolejowa ma się wzbogacić o przystanki Wrocław-Lamowice i Wrocław-Popowice.
„Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem. Przez reminiscencję. No jakże może mi się podobać piosenka, którą pierwszy raz słyszę?” – pytał w „Rejsie” inżynier Mamoń, znakomicie kreowany przez Zdzisława Maklakiewicza. No jakże? No nie może. Pewnie dlatego jak echo powracają w planie projekty, o których słyszymy już od lat: Wschodnia Obwodnica Wrocławia, Aleja Wielkiej Wyspy, wspomniany już tramwaj na Jagodno. Ba, w dokumencie jako planowane i niezbędne opisuje się nawet inwestycje już zrealizowane (!) – np. przebudowa ul. Skłodowskiej-Curie, Krupniczej, stworzenie przystanków kolejowych Wrocław Grabiszyn i Wrocław Różanka.
Jednak najwięcej kontrowersji wzbudziło coś całkiem innego – z planu wynika, że do 2022 r. liczebność taboru tramwajowego wzrośnie o 25%, ale jednocześnie autobusowego o 25% zmaleje. W sumie – po co komu autobusem, skoro można tramwajem?
Miejski aktywista i specjalista ds. transportu, Patryk Wrona, ocenił, że plan jest dramatyczny i w istocie zakłada rozwój transportu przez jego likwidację. Zamiast poprawy komunikacji peryferii z centrum, ich mieszkańcy mogą się spotkać z jeszcze gorszą sytuacją niż obecnie.
Problem dostrzega również MPK. Zmniejszenie liczby autobusów na rzecz tramwajów oznaczałaby konieczność dokupienia prawie 60 nowych tramwajów, niezależnie od realizowanych obecnie planów modernizacji taboru, a także budowę całkiem nowej zajezdni. Tych kosztów w planie nie uwzględniono. Ponadto MPK uznało za nielogiczne ograniczenie inwestycji w tabor autobusowy oraz redukcję autobusowych linii, szczególnie na osiedla peryferyjne.
Mea culpa…
Miasto najpierw ostro ripostowało wszelkie uwagi dotyczące planu. Z czasem jednak linia obrony zmieniła się. Wiceprezydent Adamski przyznał, że plan jest w fazie projektowej i wiele rzeczy może ulec zmianie podczas dokładnej jego analizy, bowiem zlecony został do wykonania pewnej firmie „z zewnątrz”. Konsultacje społeczne nad planem mają potrwać do końca kwietnia, a jego kształt ostateczny ma zostać zatwierdzony najwcześniej w czerwcu 2016 r.
Czy plan w swojej zmienionej wersji naprawi choć w części istniejące problemy komunikacyjne? Ciekawym projektem obywatelskim wydaje się być np. reaktywacja wyłączonych z ruchu torowisk – na ulicy Gajowickiej czy Zaporoskiej.
Na razie jednak problemy z komunikacją mieszkańcy rozwiązują na własną rękę – powstają choćby inicjatywy carpoolingowe. Jest to dosyć ciekawe, obywatelskie rozwiązanie problemu korków, a także sposób na zapobieganie zjawisku „jednej osoby w jednym aucie” – ludzie jadący w podobnych kierunkach umawiają się na wspólną podróż. Tak powstała m.in. facebookowa grupa „Jedziemy Razem. Strachocin-Swojczyce-Wojnów”. Jej członkowie podwożą siebie nawzajem, ogłaszając się na Facebooku lub wkładając kartki za szyby samochodów, z informacją do jakiej dzielnicy jadą. W taki sposób walczą o usprawnienie komunikacji w tym rejonie.
Chodzi jednak o to, aby to miasto rozwiązywało problemy z komunikacją dzielnic peryferyjnych. To zresztą kropla w morzu potrzeb i warto, aby konsultacje nad planem transportowym naprawdę uwzględniły potrzeby mieszkańców, a nie dryfowały wokół mrzonek. Zdaniem aktywistów Wrocław nie ma ze sobą żadnego transportowego sukcesu i nie ma czasu na oddech. Trzeba brać się do roboty. Ponieważ czasem „aż się chce wyjść z kina”. To znaczy z tramwaju.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis