BRAWO PIGUŁY

Taką oto słyszę opowieść: młodą dziewczynę na obozie pod namiotami w górach dopada jakaś ciężka choroba, traci przytomność, wezwana karetka wiezie ją do szpitala, tam ją badają, podłączają do kroplówek, faszerują medycznymi różnościami. Wszystko dzieje się szybko, w nerwach, wiadomo. Ale dziewczynę ratują, żyje.

Następnego dnia znajomi z obozu przywożą na szpitalny oddział plecak, bo przecież wcześniej nikt nie miał głowy do myślenia o szczoteczce do zębów, mydle, zmianie bielizny i takich tam. Oddali plecak pielęgniarkom, żeby sprawdziły, co w nim jest i ewentualnie dały znać, czego potrzeba, to przywiozą. Normalka.

Pielęgniarki sprawdziły zawartość plecaka i zadzwoniły na policję, że znalazły tam skręta marychy. Może kilka, szczegółów nie znam. Policja zjawia się w szpitalu szybciej, niż szwajcarska karetka u chorej, rekwiruje plecak, spisuje protokoły i jeszcze tego samego dnia (a może następnego, nie jestem pewien) w rodzinnym domu dziewczyny, wyposażona w odpowiednie nakazy, dokonuje przeszukania. Fantastyczna sprawność, szybkość, organizacja: matka w tym samym czasie dowiaduje się, że córka w ciężkim stanie trafiła do szpitala i o tym, że córka, jak tylko stanie na nogi, będzie oskarżona i skazana.

Jest to opowieść, której słuchałem z równym osłupieniem i zrozumieniem. I już wyjaśniam, że to żaden tam dysonans poznawczy czy rozdwojenie jaźni. Z osłupieniem zareagowałem mianowicie na postępowanie pielęgniarek, ze zrozumieniem przyjąłem działania policji i prokuratury.

Kojarzy się nam pielęgniarka z osobą życzliwą, kompetentną, ratującą, wraz z lekarzami, życie i zdrowie pacjentów. Co więcej, nie ma w całej Polsce szpitala, w którym obsada etatów pielęgniarskich byłaby zgodna z normami (polskimi, nie np. szwajcarskimi!) i w dzisiejszej szpitalnej rzeczywistości pielęgniarki i (wciąż nieliczni) pielęgniarze biegają od łóżka do łóżka nie mając czasu odsapnąć. Jakim więc cudem znalazły te pielęgniarki (lub jedna z nich) czas i siłę na dzwonienie do policjantów?

Jaka niesłychana potrzeba sprawiła, że zapomniano w szpitalu o najpierwszej etycznej zasadzie obowiązującej medyków: primum non nocere.  Słowa Hipokratesa żeby  „po pierwsze nie szkodzić” bez wątpienia zakazują nasyłania policji do łóżka pacjentki, straszenia rychłym sądem i więzieniem i sprawiania, żeby matka, zamiast zajmowania się zdrowiem córki, zajmowała się szukaniem adwokata. Nie jestem w stanie pojąć motywacji tego medycznego personelu; owszem, gdyby w plecaku znaleziono granat, sztabki złota, pliki fałszywych banknotów – pewnie bym jakoś starał się to zrozumieć. Ale skręty marychy?!

Policja to co innego. Błyskawiczne działania policji rozumiem. Policji nie obowiązuje zasada primum non nocere, policja potrzebuje wyników, premii, awansów i wie, że młodzież jara skręty powszechnie. A że w Polsce od 2018 roku obowiązuje ustawa – legislacyjny sukces ministra Ziobry – pozwalająca ścigać każdego posiadacza, to policja ściga, czai się przy klubach, dyskotekach, łapie chłopców i dziewczęta i robi sobie znakomitą statystykę. Nie wolno im ścigać handlarzy respiratorami i maseczkami, internetowych oszustów łapać trudno, bandytów strach – to polują na uczniów i studentów.

Tymczasem w Holandii już od 1972 posiadanie marihuany dla siebie jest dozwolone, tak jest w Czechach, na Malcie, przestano ścigać palaczy w Niemczech, Portugalii, Hiszpanii i Chorwacji. Ściga się i karze handlarzy i producentów narkotyków. Ale to trudne, żmudne, ryzykowne bywa. I pielęgniarki nie pomogą…

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*