
W warsztacie na Strachowicach finiszują z naprawą świecących szyldów z ulicy Ruskiej. Odtwarzają je – rzadko już stosowaną – techniką z użyciem szkła, gazu i proszku. Podobnie zrobili wcześniej z napisem, który od przeszło pół wieku życzliwie wita przyjezdnych wychodzących z Dworca Głównego.
Wczesnojesiennym i późnowieczornym Wrocławiem, mostem Pokoju, spaceruje czwórka turystów w kierunku Ruskiej. Koniecznie chcą zobaczyć podwórko neonów. Zwłaszcza nastolatka i jej młodszy brat. Dużo o nim słyszeli, nigdy nie widzieli, więc tym razem postawili tę atrakcję na szczycie listy.
U szczytu formy owego wieczoru, notabene deszczowego, nie jest już 10-letni chłopak. Po pierwsze mają za sobą kilkaset kilometrów podróży do Wrocławia, po drugie spacerują od dłuższego czasu, po trzecie pada. I ciągle słyszy, że już niedaleko, jeszcze tylko kilka minut.
Wie, że jest zwodzony i żartobliwie oszukiwany, ale idzie dzielnie, bo sam do domu przecież nie wróci, podczas gdy reszta załogi bawi się świetnie, mimo jesiennego chłodu i deszczu. Dochodzą wreszcie na upragnione podwórko. Chłopak zatrzymuje się na środku, rozgląda po ścianach, krople spadają mu z czapki na nos.
— Żenujące — tyle powiedział. Wsiedli w taksówkę i odjechali.
Co miał powiedzieć, gdy u celu zobaczył nie wesoło błyszczące, lecz ciemne i ponure w deszczu napisy. Przed przyjściem nikt z nich nie wiedział, że są w naprawie. Mały turysta będzie musiał pofatygować się jeszcze raz podczas którejś wizyty.
Dziedziniec neonów na wiosnę
Zapraszamy wiosną, żenująco już nie będzie. O jasnej i kolorowej porze roku wszystkie szyldy zaświecą pełną mocą. „Znaczna część napraw została już wykonana; na wschodniej ścianie brakuje jeszcze tylko jednego neonu – CUPRUM. Czekamy więc już tylko na „kropkę nad i” i remont będziemy mogli uznać za zakończony” — napisali 4 marca pracownicy Zarządu Zasobu Komunalnego we Wrocławiu, który zlecał renowację (koszt to 250 tysięcy złotych).
Zadaniem zajmuje się od listopada Robert Konopka ze swoją ekipą w zakładzie KONO (produkcja, serwis reklam i neonów) na Strachowicach. — Dobrze idzie, dużą część mamy już ogarniętą. Większość już wisi, włączamy je testowo. Pracujemy teraz przy CUPRUM. Wszystko powinno się udać w terminie — powiedział nam fachowiec pod koniec lutego. Termin upływa w marcu, zatem wszystkie neony powinni palić się w kwietniu na stałe.
Każdy napis to osobna historia, związana najczęściej z nieistniejącym budynkiem, zakładem, fabryką, hotelem lub sklepem. CUPRUM niech dalej będzie przykładem. Biurowiec postawiono na placu 1 Maja w 1967 roku jako siedzibę Zakładów Badawczych i Projektowych Cuprum. Zakłady te stanowiły część miedziowego potentata KGHM w Lubinie.
W latach 90. długi i wysoki budynek był wynajmowany przez firmy różnych branż, aż przestał działać i rozpoczęła się jego rozbiórka. W stertę gruzu zamienił się ostatecznie w 2015 roku, już na pl. Jana Pawła II. W którymś momencie ludzie z KGHM odezwali się do Tomasza Kosmalskiego, kolekcjonera neonów i prezesa fundacji Neon Side, i dali mu CUPRUM w prezencie.
Pierwszy za stówkę
Tomasz Kosmalski zbiera neony od 2005 roku. Pierwszym kupionym do kolekcji był szyld z cukierniczego z ul. Nowowiejskiej. „Wszedłem do sklepu. Okazało się, że neon zdemontowali dzień wcześniej. Jeszcze był, czekał na wywiezienie do skupu złomu. Znalazłem bankomat i kupiłem napis za równą stówę. Następnego dnia na zajęciach opowiedziałem o tym kumplom z ławki. Zaskoczyła mnie ich reakcja. Tak się rozmarzyli, wspominając, gdzie i jaki neon świecił we Wrocławiu, że wykładowca wyrzucił nas z zajęć za przeszkadzanie” — napisał kiedyś na swoim blogu.
Wspominał tam, że namówił wtedy znajomych, aby odtworzyli w głowach mapę wrocławskich neonów. „Mieliśmy wtedy po dwadzieścia kilka lat, dużo czasu spędzaliśmy, szwendając się bez celu po Wrocławiu, głównie nocami. Zwiedzaliśmy pętle tramwajowe, bocznice kolejowe, nieczynne baseny, stawy przeciwpożarowe. (…) Neon „Dobry wieczór we Wrocławiu” wciąż wisiał, ale nie świecił. Innych albo już nie było, albo właśnie odpadały z nich kolejne litery. Nie mogliśmy zrozumieć, dlaczego coś, co robi tak niesamowite wrażenie, jest lawinowo likwidowane.”
Zebrawszy pokaźną kolekcję, Tomasz Kosmalski dogadał się w 2014 roku z władzami miasta, żeby wystawić świecące szyldy w przestrzeni publicznej. Wybrali dziedziniec przy Ruskiej, ponieważ kiedyś działała tam firma będąca największym producentem neonów w województwie. W następnym roku na ścianach wisiało ponad 20 napisów, w tym CUPRUM, WROCŁAW GŁÓWNY, GRAND HOTEL, ELAM (zdjęty z budynku po zakładach automatyki przy Chorwackiej), Hanka i – RUMCAJS – (oba ze sklepu spożywczego przy Powstańców Śląskich).
Neony wisiały na włosku
Miejsce zyskało rozgłos i stało się czymś w rodzaju niestandardowej galerii sztuki ulicznej, atrakcją turystyczną jedyną w swoim rodzaju. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, więc właściciel podpisał umowę z nieistniejącą już miejską spółką Wrocławskie Rewitalizacje. — Do czasu jej likwidacji współpraca zawsze układała się dobrze — powiedział nam rok temu Tomasz Kosmalski.
W 2024 roku zakończyły się trudne i długie negocjacje w sprawie przyszłości neonów. Tomasz Kosmalski zarzucał miastu, że jego napisy są zaniedbywane, że przestały być na bieżąco naprawiane. Zagroził, że ściągnie je ze ścian. Urzędnicy mieli inne zdanie na ten temat, przedstawiali swoje argumenty. Ostatecznie wypracowano nową umowę, którą strony podpisały w zeszłym roku w czerwcu.
Jej najważniejsze postanowienia zobowiązały miasto do zlecenia i zapłacenia za generalny remont, do ponoszenia kosztów związanych z bieżącym utrzymaniem, konserwacją i ubezpieczeniem napisów oraz do zapłacenia ich właścicielowi 1,4 mln zł w transzach. Umowa obowiązuje do połowy 2034 roku.
Z części o remoncie miasto się wywiązało. W zakładzie KONO na Strachowicach Robert Konopka i jego pracownicy zbliżają się do końca. Byłem tam w styczniu, żeby zobaczyć, jak to się robi.
Szkło, gaz i proszek
Zaczyna się od odrysowania oryginalnych napisów na papierze. Taki szablon jest potrzebny, żeby wiedzieć, jak giąć nowe szklane rurki, które zastąpią popsute.
Rury, które do zakładu przyjeżdżają w prostych kawałkach z fabryki, podgrzewane są i wyginane nad palnikiem. Płomień osiąga temperaturę tysiąca stopni Celsjusza. W tym samym czasie Robert wdmuchuje do rury powietrze przy pomocy wężyka, trzymanego w ustach. Nie może dmuchać za mocno, bo szkło się wybrzuszy, ani za słabo, bo się spłaszczy. Musi dmuchać w sam raz, na wyczucie.
Później na obu końcach ukształtowanych rur montuje się elektrody i szkło nabija się gazem przy pomocy pompy próżniowej. Pompa najpierw podgrzewa powietrze, żeby je rozrzedzić i zdezynfekować, a następnie odessać i w efekcie zrobić próżnię niezbędną do wprowadzenia gazu.
Nagazowaną rurę należy zamknąć, odłączyć od prądu i przenieść do wyżarzenia. Musi się świecić nieustannie przez dobę lub dwie, zanim zamontuje się ją do stelaża lub pudeł literowych (niektóre pudła są zabytkami).
Czasami trzeba dosztukować kawałki rur, czasami zrobić od nowa wszystkie. Niekiedy do wymiany są również inne elementy, takie jak stopki, uchwyty montażowe, kable wysokiego napięcia, transformatory.
To tak w skrócie.
Robert, który nazywa siebie formierzem rur neonowych, wyjaśnił, że gaz w rurach podłączonych do prądu rozświetla się dzięki tarciu elektronów, które mijają się, biegnąc od jednej elektrody do drugiej. Kolor światła zależy natomiast od rodzaju gazu oraz proszku (luminoforu), którym pokryte są wewnętrzne ścianki rury.
Neon, gaz szlachetny, zasadniczo świeci się na czerwono i jego barwa zawsze jest dominująca. Można ją jedynie osłabić odpowiednim proszkiem – do koloru pomarańczowego. Hel z kolei świeci z natury na zielono. Inne barwy uzyskuje się mieszankami np. argon w połączeniu z neonem zaświeci na niebiesko. Żeby zwiększyć intensywność koloru, dodaje się rtęci, ale nie zawsze. Nie można jej użyć z czystym neonem lub helem, bo rtęć te gazy neutralizuje.
Dziś już bardzo rzadko robi się nowe neony technologią ze szkłem i gazem. Częściej używa się rurek gumowych oraz diod LED. Taniej i prościej, niekoniecznie efektowniej.
Dobry wieczór Tarantowicza
Starą metodą ekipa Roberta odtworzyła wcześniej napis „Dobry wieczór we Wrocławiu”, prawdopodobnie najbardziej znany neon we Wrocławiu, stojący na bloku naprzeciwko Dworca Głównego i witający przyjezdnych od ponad 60 lat. Jego częścią jest czterometrowa figura mężczyzny z kapeluszem i kwiatem. Opowiada o niej piosenka „Neonowy Pan”.
„Dobry wieczór we Wrocławiu,
proszę Pani, to dla Pani ten kwiat.
Dobry wieczór we Wrocławiu,
nie sprawdzajmy ni godzin, ni dat.”
Ten słynny neon nie był ani szyldem, ani formą reklamy. Miał być po prostu powodem do uśmiechu. Zaprojektował go Janusz Tarantowicz, z wykształcenia inżynier architekt, który odszedł w lutym tego roku i spoczął na cmentarzu Osobowickim.
Po śmierci Janusza Tarantowicza inny projekt jego autorstwa – z domu handlowego Podwale – wspomniała w mediach społecznościowych jego córka Monika, pisząc, że była z nim emocjonalnie związana jako mała dziewczynka. „Ukazywał sekwencyjnie dwie uśmiechnięte buzie i napis: uśmiech za uśmiech. Choć czasy nie były lekkie, neon słał światełko zachęty do wzajemnego ludzkiego ciepła. Przypuszczam, że przez dziecięcą więź z Tatą, jego neony były dla mnie ważnym nauczycielem radości i nadziei nawet wtedy, gdy dookoła gęstnieje mrok i krążą złowrogie cienie.”
Janusz Tarantowicz neony projektował przez kilkanaście lat. Dostawał zamówienia z całego Dolnego Śląska, na potężne napisy do kopalń, fabryk, zakładów przemysłowych. „Dla niego to był tylko epizod w karierze zawodowej. Przede wszystkim był architektem, urbanistą, konserwatorem zabytków i tak siebie postrzegał. Przeuroczy człowiek, pełen energii, pełen pasji, pełen wspomnień, nie tylko o samych neonach, ale o Wrocławiu tamtych czasów” — wspominała Daniela Szymczak, historyczka sztuki, współpracująca z fundacją Neon Side, na antenie Radia Wrocław.
We Wrocławiu zachował się tylko „Dobry wieczór.” Pozostałe zniknęły bez wieści, jak wiele neonów innych autorów. Daniela Szymczak wyjaśniła, że były wygaszane i likwidowane od lat 80., bo brakowało pieniędzy na ich utrzymywanie. Z pomysłów Janusza Tarantowicza wspomniała jeszcze kilkunastometrowy neon Totalizatora Sportowego, z człowiekiem kopiącym piłkę i długim zawijasem, który zajmował prawie całą ścianę budynku przy Stawowej. Przypomniała też, że „Dobry wieczór we Wrocławiu” miał odzwierciedlać stosunek do ludzi jego autora, potrzebę życzliwości.
Światowy Dzień Życzliwości obchodzony jest 21 listopada. Oby częściej, oby codziennie, na podwórku neonów i w każdym innym miejscu.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis