Pokot

Kiedyś, w dawnych dobrych czasach, jak się zdarzyło J.O. księciu Radziwiłłowi na przykład postrzelić fornala w trakcie polowania, to nikt nie robił z tego, jak dzisiaj, afery. Ot, wypadek, na polowaniu normalna rzecz. I jak książę miał dobry humor, bo łowy były obfite, to żona i dzieci ubitego fornala mogły dostać w rekompensacie sarnią gicz i czerwońca. Tak było.

Ale się zmieniło. Dzisiaj panowie herbowi na łowy już raczej nie chadzają, bo to ani teraz modne, ani elitarne. Czasy, w których złapanego w lesie z kuszą albo wnykami chłopa wieszało się na najbliższej mocnej gałęzi niestety bezpowrotnie minęły. Dzisiaj to fornale polują stadami i doprawdy trudno prawdziwym panom pospolitować się albo, o zgrozo, rywalizować w lasach z chłopstwem i parweniuszostwem, z polskim obermyśliwym panem Szyszko powiedzmy.

Niech sobie plebs udaje panów, ubiera zielone kapelusze z piórkiem i dmie w myśliwskie rogi, układa pokoty saren i zajęcy. A nawet niech sobie pan Szyszko z kompanami wycina resztki puszcz i lasów mieszanych, żeby łatwiej było podejść ze sztucerem do tego żubra czy łosia i wygarnąć mu z 20 metrów prosto w ten rogaty wraży łeb. Niech się cieszą! Niech myślą, że są panami, nawet niech się tym głośno chwalą, jak niedawno w Sejmie! W którym, to nie przypadek, zasiada kilkudziesięciu myśliwych – ponad 10 procent poselskiej populacji. Oni myślą, że powieszenie sobie w domu na ścianie jeleniej głowy ze szklanymi oczyma nobilituje.

Panowie mają już inne zajęcia. Książę Radziwiłł, dajmy na to, zamiast tropić po lasach zwierzynę, tropi baby, które łykają jakieś tabletki, bo nie chcą mieć dzieci. O, i to jest pożyteczne i godziwe zajęcie. Nie postrzeli się przy okazji żadnego parobka, który to przypadek naraziłby księcia Radziwiłła na kontakt z kimś nazwiskiem Ziobro, a zasłuży na pochwałę biskupów, z którymi rodzina od wieków robi znakomite interesy. Co więcej,  kontynuuje tym samym dzieło przodków, dla których dzietność bab w ich majątkach była zagadnieniem kluczowym. A że w majątkach Radziwiłłów baby, bywało, rodziły nawet na miedzy, na chwilę oderwawszy się od układania pańskich snopów, to nic dziwnego, że J.O. Książę wycofał ze szpitali rygorystyczne przepisy związane z rodzeniem (że mogą być bezbolesne na przykład, albo że połóg ma być w czystej i cichej sali), bo to już, Panie Kochanku, czyste fanaberie.

A wracając do polowania, może i dałoby się uniknąć tłoku i towarzyszącego w lasach pospólstwa, gdyby lasy były, jak w starych dobrych czasach, pańskie a nie państwowe, czyli jegomościa Szyszki. Ale jeśli się księciu Czartoryskiemu udało zamienić darowiznę przodków na pół miliarda w brzęczącej gotówce, to dlaczego Radziwiłłom, Sapiehom, Ossolińskim czy Potockim miałoby się nie udać odzyskać z pomocą Pana Boga i imć ministra Glińskiego jakichś borów i lasów? O ile ich Szyszko nie zdąży wytrzebić do pnia.

Bo tylko we własnym borze można sobie ubić łosia, żubra, misia, a nawet – darz bór – wilczycę z młodymi bez żadnych kwitów, pozwoleń, koncesji i innych takich. Dzisiaj za takie przyjemności trzeba płacić, a to dla prawdziwego pana niewyobrażalna obelga. Niech płacą chamy, jak chcą udawać panów.

I płacą! Po kilkadziesiąt tysięcy za przyjemność zamordowania żubra przy paśniku – taka jest stawka Lasów Państwowych. Prawo zaszlachtowania łosia też kosztuje wielkie pieniądze, ale to przecież dla myśliwego orgiastyczna przyjemność: patrzeć, jak temu łosiowi nogę pocisk urywa albo gejzer krwi bucha z rozerwanej tętnicy. Albo jak ucieka wszystko, co żywe, pierzchają zające, wiewiórki, bobry i wsiowe psy oraz koty – czyż nie czuje się wtedy człowiek jak Radziwiłł albo Sobieski, ucieleśnienie potęgi i mocy. Czuje się, ładuj broń!

 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*