Dowiedziałem się, że na Powstańców Śląskich, na olbrzymim placu między Hotelem Wrocław i Sky-Center nie będzie budowany – jak zapowiadano – kompleks kin, teatrów, restauracji, klubów różnorakich, butików oraz mieszkań. Będą tylko mieszkania. Dzisiaj przez developerów zwane apartamentami. A większość owych apartamentów ma mieć powierzchnię użytkową poniżej 30 metrów kwadratowych.
Widocznie sukces sprzedażowy pierwszego wrocławskiego takiego apartamentowca – z lokalami po 18 metrów kwadratowych za 10 tysięcy złotych metr każdy – znajduje naśladowców.
W związku z tym bardzo się zadumałem. Oto po dwóch stronach planowanych apartamentowców funkcjonują komusze jak najbardziej spółdzielcze osiedla: po prawej stoją 3 monstrualnie długie wieżowce zbudowane za Gomułki i kilkanaście wysokich i niskich domów gierkowskich; po lewej stronie jest całe osiedle gierkowskie i dwa wielkie galeriowce z przełomu lat 80–90. I na obu tych olbrzymich osiedlach nie wiem czy jest chociaż 20 mieszkań poniżej 30 metrów. Za Gomułki bowiem budowano jeszcze tzw. kawalerki po 25 metrów, ale za Gierka już najmniejsze standardowe mieszkanie mierzyło 33 metry i nazywało się M-2.
I jak tu się nie zadumać? Czyżbyśmy w drugiej dekadzie XXI wieku wracali do standardów mieszkaniowych siermiężnego socjalizmu tow. Wiesława? Czy może nawiązujemy do standardów obowiązujących w Tokio, bo w tej 20- milionowej aglomeracji mieszkanie 40-metrowe uchodzi za rozpustnie duże. Doprawdy, dziwne.
A może nie takie dziwne? Może rzeczywiście tak jest, jak mówią współcześni krytycy radykalnego kapitalizmu, chociaż żadni oni komuniści czy marksiści: że to system złodziejski i nieludzki. Bo nie jest tak, że jak w kraju przybywa bogactwa, to wszyscy uczestniczą w jego podziale, ale jest tak, że cały ten przyrost PKB zgarniają zarządcy i właściciele kapitału. Na co są twarde dowody: w USA lat 70. stosunek płacy średniej ogółu zatrudnionych do płac prezesów banków i korporacji był jak 1:40, a dzisiaj jest jak 1:350. Powtórzono takie badania we wszystkich rozwiniętych krajach Europy i wyszły takie same zmiany proporcji! Co nawet Szwajcarów skłoniło do przeprowadzenia referendum w sprawie ustawowego ograniczenia zarobków członków zarządów.
Inaczej mówiąc, wbrew intensywnej propagandzie (przecież właścicielami stacji telewizyjnych i gazet są korporacje!) głoszącej, że bogacimy się wszyscy i naszą pracą wykuwamy swój lepszy los – na naszej pracy bogacą się nieliczni wybrani. Oczywiście, statystyczny pracujący Polak ma dzisiaj lepiej, niż za Gierka: ma w domu nowoczesną pralkę, zmywarkę, markowy telewizor, może sobie bez problemu kupić dziesięcioletniego golfa, a nawet nowego punto, zajada się bananami, w sklepach leżą tony mięsa i szynek. To prawda.
Ale również prawdą jest, że 2 miliony Polaków wyjechało szukać pracy w bogatszej Europie, drugie tyle jest bezrobotnych, a kolejnych kilka milionów ma śmieciówki albo płace poniżej 2 tysięcy. I dlatego w naszym przecież coraz bogatszym państwie bodaj 50 tysięcy nowych mieszkań stoi pustych, bo nie ma na nie nabywców. Chociaż ponad 2 miliony polskich rodzin jest bez własnego lokum. I jedyną szansą na robienie developerskiego biznesu jest budowanie 28- metrowych gniazd dla polskich rodzin. Bo na tyle te bogatsze rodziny stać. Taki nowy standard.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis