Ludmiła Sendek pochodzi z Odessy, ale od kilkudziesięciu lat mieszka we Wrocławiu. Czuje się wrocławianką, choć jej sposób bycia i myślenia na zawsze określiło kosmopolityczne, portowe miasto nad Morzem Czarnym.
Ludmiła urodziła się w 1936 roku w byłym ZSRR, w pobliżu jeziora Bałchasz. Jej mama była Ukrainką. Pochodziła ze wsi Majaky w obwodzie odeskim. Ojca, Rosjanina, Ludmiła nie pamięta. Miała niecałe dwa lata, gdy został zabrany i rozstrzelany przez NKWD. Nigdy się nie dowiedziała, co niewłaściwego powiedział czy zrobił. Ani nawet gdzie go pochowano. Był spokojnym inżynierem w kopalni miedzi. Kiedy po niego przyszli, ona miała ponad 41 stopni gorączki. Zdążył tylko odwrócić się do mamy i powiedzieć: „Sprzedaj wszystko, ale uratuj Ludeczkę.” Tak zrobiła. Ludmiła wyzdrowiała, ale tęsknota za ojcem pozostała na całe życie. Zamieszkały w Odessie u cioci Darii. Po niedługim czasie mama ponownie wyszła za mąż. Musiała zmienić nazwisko, bo nie były z córką bezpieczne. Ojczym zaopiekował się nimi, ale wkrótce zginął na froncie II wojny światowej. Odessę zajęli Rumuni. Niespokojne lata przeczekały w Aszchabadzie, stolicy Turkmenii – obecnie Turkmenistanu. Ludmiła pamięta pustynny krajobraz i drogę, którą musiała samotnie pokonywać do przedszkola. Mama pracowała przy produkcji bomb. Wracając z przedszkola, Ludmiła z innymi dziećmi szukała w śmietnikach chleba. Poznała, czym jest głód. Ciężko przeszła malarię po ugryzieniu przez komara, a potem gruźlicę.
„Bo jestem z Odessy”
Po wojnie zamieszkały na stałe w Odessie. Odeskie, szkolne lata były dla Ludmiły najszczęśliwszym i najbardziej beztroskim etapem jej życia. Portowe miasto z tamtego czasu kojarzy jej się głównie ze słońcem, nadmorskimi bulwarami, plażami, modą, sztuką. Gdy poszła do szkoły, odkryła w sobie pasję twórczą. Pisała opowiadania i do później nocy malowała obrazki do szkolnej gazetki na dużych arkuszach papieru rozłożonych na podłodze. Pamięta mamę stojącą w drzwiach jej pokoju i napominającą, żeby szła już spać. Kiedyś wygrała konkurs i w radiu przeczytano jej opowiadanie. Nie wiedziała o tym, bo nie miały radia. Zaraz po tym poszła na potańcówkę i zdziwiła się, że od razu kilku chłopców ustawiło się, żeby z nią zatańczyć. Okazało się, że chcieli poznać tę dziewczynę, której opowiadanie zostało przeczytane w radiu.
Ludmiła chodziła do żeńskiej szkoły, ale po lekcjach ona i jej koleżanki spotykały się z chłopakami. Spacerowali całymi grupkami tętniącą życiem ulicą Deribasowską i bulwarem Primorskim. W tamtych czasach deptak zawsze był wypełniony tłumem młodzieży. Wieczorna przechadzka po śródmieściu była dla mieszkańców Odessy, niezależnie od wieku, codziennym nawykiem. Kiedyś, dla żartu, Ludmiła umówiła się na randkę naraz z dwoma kolegami – wesołym, niewysokim Garrikiem i poważnym, postawnym Kostkiem, który kończył szkołę morską. Garrik przyszedł z grupą kolegów i chciał jej zaimponować, paląc papierosa. Gdy ona zdmuchnęła mu ogień, on z pełną powagą powiedział, że to znak, że powinien ją pocałować. Wtedy, urażona, uciekła do czekającego już na nią Kostka i na dalszy spacer poszła już z nim. Nie brała wtedy życia zbyt poważnie. Wszystko było zabawą. Już jako mężatka swojego najstarszego syna, Henryka, nazywała Garrikiem, przez sentyment do swojej pierwszej sympatii.
Mama po raz trzeci wyszła za mąż i zmieniły mieszkanie na większe. Żyło im się dobrze, choć nowego ojczyma nie wspomina najlepiej. Ludmiła miała wiele serdecznych koleżanek. Na białych, marmurowych schodach prowadzących do budynków dla zabawy ćwiczyły balet, bardzo popularny w Odessie. W wolne dni chodziły na plażę. Woda w Morzu Czarnym jest ciepła i mocno zasolona. Zapach soli na skórze po wyjściu z wody to dla Ludmiły zapach radości i młodości. Najbardziej przyjaźniła się z Larisą. Ta przyjaźń została na całe życie. Larisa nigdy nie wyprowadziła się z Odessy i widywały się za każdym razem, gdy Ludmiła odwiedzała miasto swojej młodości. Kilka razy przyjechała też, już z mężem, do Wrocławia.
Dzisiaj, w wieku 86 lat, Ludmiła mówi, że to, kim była i jest, zawdzięcza właśnie Odessie. To jej miasto-matka, które ją przygarnęło po trudach wczesnego dzieciństwa i ukształtowało jej podeście do świata. Później, gdy już mieszkała w Polsce, mąż często jej zarzucał, że za dużo chce od życia. Wtedy zawsze mu odpowiadała: „bo jestem z Odessy.”
Od Odyseusza do miasta wielu kultur
Odessa to obecnie
największy morski port Ukrainy. Choć przeważa tu ludność ukraińska, w mieście
mieszkają również Rosjanie, Bułgarzy, Żydzi, Mołdawianie, Białorusini,
Ormianie. Jest też niewielka mniejszość polska, która jeszcze pod koniec XIX w.
była tutaj czwartą siłą. W 1897 roku
mieszkało w Odessie ponad 17 tys. Polaków. To tutaj na zesłaniu od 1825 roku
przebywał Adam Mickiewicz, a literacką pamiątką z tego czasu są „Sonety odeskie”.
W starożytności na terenie Odessy istniały
dwie greckie osady: Isiaka i Istrian, zniszczone w czasie wielkiej wędrówki
ludów. W XIV wieku Tatarzy wybudowali tutaj małą warownię Hadżibej (Chadżybej).
Osada w 1392 roku znalazła się pod władzą Wielkiego Księstwa Litewskiego,
pozostającego w unii z Polską. Po zdobyciu Konstantynopola w 1453 roku swoje
imperium zaczęli budować na tych terenach muzułmańscy Osmanie – grupa
sprzymierzonych tureckojęzycznych plemion. W XVIII wieku obszar ten znalazł się
pod wpływem nowego imperialnego mocarstwa – Rosji, w wyniku kampanii wojennych
Katarzyny Wielkiej w latach 1768-1774. To ona nakazała założyć tu miasto i port,
do czego namówił ją oficer jej wojsk, pół Irlandczyk, pół Hiszpan, Josef de
Ribas. Nazwa Odessa miała odwoływać się do starogreckiej tradycji i nawiązywać
do znajdującej się w pobliżu greckiej kolonii. Cesarzowa Katarzyna nakazała zmienić
„Odessos” na „Odessa”, sfeminizowaną wersję imienia przebiegłego wojownika i
żeglarza, Odysa. Rozwój miasta przyśpieszył Duc de Richelieu, Francuz, który w
1803 r. został z nadania Aleksandra I gubernatorem miasta, uchodzący za
humanistę, człowieka tolerancyjnego i przyjaznego, co było rzadkością w
posadach państwowych w Rosji. To on pozostawił Odessie jej najpiękniejsze
budowle. Pomnik Richelieu w Odessie do dziś przypomina o czasie, gdy wszyscy
mieszkańcy byli tu równi. Pod jego rządami te same przepisy obowiązywały Żydów,
jak i ich chrześcijańskich sąsiadów, co w tamtych czasach było rzadkością.
Żydzi mogli tu studiować, również prawo i medycynę, a w działalności
gospodarczej pozostawiano im wolną rękę. Dzięki handlowi, głównie zbożem,
czarnomorski port rozkwitał i ściągał tu bogactwo. Jak pisze historyk, Charles
King, „Odessa już wówczas była słynnym miastem w Rosji, a raczej na jej skraju,
ale na pewno nie rosyjskim. Dzięki położeniu na brzegu morza, które zaledwie w
ciągu kilku dziesięcioleci stało się wspólnym obszarem narodów Europy, Odessa
znalazła się w centrum ożywionej wymiany.”[1]
Historyk przywołuje fragment pamiętników hrabiego de Lagarde, który zanotował:
„Po pięknych placach, obsadzonych drzewami i poprzecinanych ścieżkami, chodzą
Turcy, Grecy, Rosjanie, Ukraińscy, Anglicy, Żydzi, Ormianie, Francuzi,
Mołdawianie, Polacy, Włosi i Niemcy, w większości odziani zgodnie z obyczajem
danego narodu i posługujący się różnymi językami.”[2]
Na kosmopolityczny wizerunek miasta położyła cień II wojna światowa, gdy
okupujący miasto Rumuni wraz z Niemcami dokonali eksterminacji 50 tysięcy Żydów
zamieszkujących czarnomorski port. Stało się to w mieście, w które od czasów gubernatora
Richelieu słynęło z braku antysemityzmu
i z otwartości. Społeczność Odessy nigdy nie chciała angażować się w konflikty.
Gdy próbowano ściągnąć Richelieu na front, żeby bronił Moskwy przed Wielką
Armią Napoleona, ten wolał pozostać, żeby obronić swoje miasto przed dżumą. I
wybudować tu teatr, szkoły, bibliotekę i drukarnię, wydającą książki w kilku
językach. Obecnie Odessa jest trzecim co do wielkości miastem ukraińskim.
Kroki na deptaku
Ludmiła marzyła
o dziennikarstwie. Po szkole dostała się na studia w Swierłowsku, obecnym Jekaterynburgu.
Mocno się rozczarowała. Zrozumiała, że nie zostanie dziennikarką, jeśli nie
będzie schlebiać Stalinowi. A Stalina nienawidziła, bo zabił jej tatę.
Przywykła do odeskiego dystansu. To z jej miasta pochodziły najlepsze dowcipy
pokazujące absurdy systemu komunistycznego. Po roku rzuciła studia. Poznała
Polaka, który studiował na tamtejszej politechnice. Zauroczyła się i wzięła
ślub. Wyjechała do Polski. Duchowo jednak nigdy nie rozstała się z Odessą.
Przywiozła stamtąd przedsiębiorczość, elegancję, zamiłowanie do sztuki i wiedzy.
A także, typowe dla odesyjczyków, poczucie humoru i honoru. Mimo że miała już
dwoje dzieci, ukończyła studia filologiczno-historyczne, wbrew mężowi, który
nie chciał, żeby się kształciła. Wyszła ponownie za mąż i urodziła jeszcze
jednego syna. Całe życie pracowała jako nauczycielka we Wrocławiu. W wakacje
zawsze dorabiała na koloniach, a za odłożone pieniądze podróżowała. Kiedy tylko
mogła, wracała do czarnomorskiego miasta i zabierała tam rodzinę. Ubierała się
u tamtejszych krawcowych. Przywiozła też stamtąd wiele sprzętów – secesyjny
żyrandol, imbryk do herbaty, naczynia, gobelin w ozdobnej ramie, dzięki którym
mogła w swoim wrocławskim mieszkaniu choć trochę odtworzyć odeski klimat.
Ludmiła ma szufladę pełną wycinków prasowych o Odessie, zbieranych przez
kilkadziesiąt lat. Są w niej też pocztówki i zdjęcia. Kiedy 24 kwietnia tego
roku rosyjskie rakiety spadły na odeskie budynki mieszkalne, zabijając osiem
osób, w tym trzymiesięczną Kirę i jej matkę, Ludmiła płakała. Od początku wojny
na Ukrainie boi się włączać telewizję. Nie chce usłyszeć, że po raz kolejny
czyjeś szaleństwo sieje rozpacz, zniszczenie i rozdziela ludzi w mieście, które
od swoich początków chciało pozostać na uboczu historii, dążąc do harmonijnego
współistnienia różnych narodowości. Wie, że nie zawsze to się udawało.
Czasem Ludmile śni się, że znowu jest
małą dziewczynką. Spaceruje po nadmorskim deptaku ze swoim tatą, którego ledwo
zdążyła poznać. Powietrze, jak zawsze latem w Odessie, pachnie morzem i
perfumami. Gdyby się nie budziła z tego snu, pewnie poszliby z tatą do kawiarni
na lody. Albo na plażę.
[1] Charles King, Odessa. Geniusz i śmierć w mieście snów, Wyd. Czarne, Wołowiec 2021
[2] Tamże
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis