Władza albo coś może, albo nie może i wtedy szuka sobie zajęcia. Ta zasada dotyczy każdej władzy, zarówno władzy najwyższego szczebla – prezydenta, premiera, sejmu i rządu – jak i najniższego, burmistrzów, radnych miejskich czy gminnych, a nawet sołtysa.
Chodzi o to, że władza musi pokazać, że rządzi i myśli. Jeśli władza nie może nic wymyślić w sprawie, dajmy na to, poprawy służby zdrowia, bezpieczeństwa obywateli na ulicach czy drogach albo też zwiększającego się w kryzysie bezrobocia – to władza zajmuje się urządzaniem ludziom prywatnego życia i wychowywaniem. Władza intensywnie myśli, co by tu jeszcze nakazać, czego zakazać, za co karać, co jest słuszne i dobre, a co naganne.
Bo władza zawsze wie lepiej. Wie lepiej – bo jest władzą. I może zmusić poddanych do respektowania zarządzeń władzy.
W Gdańsku radni wydali z siebie zakaz palenia na plażach nadmorskich. Widziałem w telewizji, jak dzielne strażniczki i strażnicy miejscy wraz z policją i ratownikami gorliwie tropili palaczy. Z wież ratowniczych patrzyli przez lornetki na kłębiące się tłumy, czaili się przebrani za plażowiczów w grajdołach, prowadzili intensywną obserwację zza wydm. Sceny żywcem wzięte z komedii z Luisem de Finesem, który ze swoimi żandarmami ścigał nudystów St. Tropez. Ale to dzieje się naprawdę – w Polsce!
Radni z Gdańska pomysłowością przebili nawet wrocławskich rajców, którzy swego czasu postanowili ujednolicić kolory parasoli w kawiarnianych ogródkach na Rynku, a nawet radnych z Krakowa, którzy nakazali ciszę na Rynku w trakcie trąbienia hejnału. Od radnych z Gdańska lepsi są chyba jedynie radni z, nie pomnę, Białogardu, Nowogardu a może Wałcza, którzy uchwalili, że po wojnie sami się do Polski przyłączyli, Jałta była zbrodnicza, a wszelkie pamiątki po ruskich wojskach należy bezwzględnie wytępić.
O ile władza państwowa – obecnie kierowana przez liberała Tuska, nie przez działacza Opus Dei! – zajmuje się umacnianiem przyjaźni z biskupami, czyli zakazywaniem aborcji, badań prenatalnych, zapłodnienia in vitro, edukacji seksualnej w szkołach a w zamian biskupi mają do dyspozycji Komisję Majątkową, o tyle władze gminne zajmują się organizowaniem pielgrzymek i stawianiem krzyży. Bo gminna władza jest bliżej ludu i lepiej wie, co dla ludu dobre. Można oczywiście zapytać, dlaczego radni, skoro tacy bogobojni, nie stawiają krzyży i kapliczek w swoich ogródkach, obejściach, zagrodach – ale koniecznie każą na publicznych skwerach, skrzyżowaniach, pagórkach itp. Wiadomo dlaczego – bo nie dla siebie radny stawia, ale dla ludzi, dla sprawy, i dla przychylności proboszcza przy okazji!
A ostatnio radni zajmują się kupowaniem fotoradarów. Władza państwowa nie buduje obiecanych autostrad i ledwie łata dziury w starych drogach, więc znaków różnych ograniczeń i zakazów przybywa jeszcze szybciej, niż samochodów. I od kiedy okazało się, że gminy mogą zarabiać na mandatach, radni każą wójtom nabywać fotoradary, najchętniej przenośne, i ściągają kasę. A że policja też swoje radary stawia coraz gęściej – upstrzone zakazami polskie drogi stały się po prostu wielkim terenem polowania na kierowców.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis