WYPIJMY

– Nigdy nie mogłem pojąć tej eksplodującej radości z powodu zmiany roku – mówi znajomy hydraulik czerpiąc chciwie ze szklanicy ciemnego piwa. – Przecież nic się nie zmienia poza datą. A jeśli traktujemy zmianę numeru poważnie, czy jest powodem do radości, że stajemy się rok starsi? Mnie, prawdę mówiąc, ta świadomość upływającego czasu, świadomość, że ubył mi o rok życia, raczej przygnębia…

Przyznałem rację hydraulikowi i też pociągnąłem solidny łyk piwa. A co tam, będzie rok i jeden dzień mniej życia. Zresztą, jakiego życia? Męki egzystencjalnej. Wiedzieli o tym przodkowie będący bliżej, można powiedzieć, nieprzewidywalnej grozy życia. Noworoczne świętowanie to wszak pomysł zupełnie świeży, pomysł sytego, pławiącego się w dobrobycie społeczeństwa. Wcześniej przez całe wieki ci, którzy w ogóle byli świadomi kalendarza, z każdym nadchodzącym nowym rokiem wieszczyli klęski, pożogi, mory, wojny, a najchętniej, szczególnie przy okrągłych rocznicach narodzenia Pańskiego, wieszczyli koniec świata. Po miastach i gościńcach snuły się tłumy biczowników, księża grzmieli z ambon o rui i porubstwie, wędrowni kaznodzieje siali przerażenie opisami mąk piekielnych…

– A Żydzi, żeby się ratować, porywali chrześcijańskie niemowlęta na mace – wtrąciła pani magister grobowym głosem. – Profesor Guz, wykładowca filozofii i teologii KUL, powiedział, że to nie zabobon, bo przecież były uczciwe procesy i dowiedziono im winy. Profesor został mianowany przez prezydenta Dudę, więc chyba wie, co mówi…

– Pani sobie żartuje, pani wywołać chce demony, a ja się zgadzam z redaktorem. Przodkowie mieli rację: przyszłości trzeba się lękać. Lepiej już było, o czym już wiedzą wszyscy, którzy myśleć potrafią, bo im jeszcze Internet nie zrobił z mózgów kefiru. Nawet myślenie już nie ma przyszłości!

– Właśnie, właśnie, a propos myślenia. Mam do panów pytanie, o czym myśleli ci młodzieńcy tłumnie wychodzący na podwórka, aby wystrzelić miliony rac o północy? Bo najpierw władze kolejnych miast ogłosiły, że nie będzie strzelania, żeby oszczędzić zwierzętom cierpień i lęków, inicjatywa spotkała się z powszechnym poparciem, jednak niebo nad nami rozjarzyło się od fajerwerków, a uszy bolały od huku. Patrzyłam na te stada oszalałych z przerażania ptaków, patrzyłam na kota schowanego w kąt szafy i tak się zastanawiałam, o czym myśleli wiwatujący.

– Myśleli, że nieźle byłoby trafić przy okazji jakąś wronę albo, co ambitniejsze, wróbla. Minister Szyszko, gwiazdor toruńskiej stacji, byłby z nich dumny – zaśmiał się hydraulik i zawołał o kolejne piwo dla wszystkich.

Piliśmy, czemu nie? Może i nie ma się z czego cieszyć, może i lepiej już było – ale czy i ta myśl ponura nie może skłonić do optymistycznej refleksji? Może. Wspomina hydraulik szkolne lekcje w soboty. I pyta: czy źle nam było? Więc jak pani Zalewska wraca do tych godnych edukacyjnych praktyk, do sobotnich lekcji w czterdziestoosobowych klasach, do systemu edukacji z czasów budowy tysiąca szkół na tysiąclecie – to chyba będzie, jak było onegdaj, czyli lepiej. A węgla mamy na 200 lat, jak zapewnił nas prezydent, i to bez tego rosyjskiego. I niepotrzebnie pani magister chciała zburzyć radosny nastrój ględząc, że stadnina w Janowie po 200 latach światowych sukcesów, po 3 latach rządów ludzi dobrej zmiany zbankrutowała. Zdarza się! – krzyknęliśmy raźno z hydraulikiem. Bo to wcale nie musi wróżyć źle setkom państwowych spółek i licznych banków, którymi rządzą ludzie, co do których najważniejszym oczekiwaniem jest – jak to kiedyś ładnie ujął obecny premier – żeby byli lojalni wobec partii.

– Szczęśliwi ci, którzy nie myślą. Lud ma się cieszyć z prezentów, jakie władza ludowi sypnie z okazji wyborów, lud ma się radować, bo nowy rok nastał, a nie myśleć – oznajmił hydraulik. – Koń ma wielką głowę, niech się koń martwi myśleniem. Ten koń biały, na którym miał przyjechać Anders, a przyjedzie Tusk. Wypijmy!

Wypiliśmy.

 

 

 

 

 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*