Się porobiło!

Krzyży w kraju naszym jest dostatek: stoją w przydrożnych rowach, stoją na rozstajach dróg, stoją wielkie i jeszcze większe, stawiane przez proboszczów, wójtów i burmistrzów na polach, wzgórzach, placach – i nic się nie dzieje. Może jakiś esteta albo ateista się zżyma, ale cichutko, trwożliwie, bo strach przecież. Masowy protest przeciw krzyżowi był niewyobrażalny.

Do teraz. Dlaczego to, co wydawało się niemożliwe i było niemożliwe przez dziesiątki lat – dokonało się w sierpniu na Krakowskim Przedmieściu? Otóż przypadkiem. Krzyż stał się celem zastępczym ataku, po tym, jak uczyniono z jego obrony zastępczy cel modlitewnych manifestacji. Nikt przecież nie miał wątpliwości, o co tak naprawdę tam chodzi. Zresztą obrońcy, rozdając ulotki i gazety opisujące spisek i wołając „Jarosław, Jarosław”, swoich sympatii i prawdziwych celów nie skrywali. Celem była budowa pomnika i tworzenie legendy o najwybitniejszym prezydencie poległym w spreparowanej katastrofie.

Skoro jednak oficjalnie i jawnie nie o pomniku była mowa, ale o obronie krzyża i pamięci wszystkich ofiar, to i jawnie i głośno zaprotestowano przeciw krzyżowi właśnie. I to ostro, bo po doświadczeniu ekspresowego załatwienia wawelskiej krypty dla brata, wiadomo, że dla Jarosława nie ma rzeczy niemożliwych i nie ma granic w braterskiej pamięci.

Tak urodził się precedens – potężna i jawna demonstracja przeciw krzyżowi. To w Polsce zupełnie nowe doświadczenie…
Ironia losu: to może być ta iskra, to zarzewie szatańskiego zapateryzmu. Żaden komuch, żaden wojujący ateista lepszej okazji by nie stworzył.  Kościół na własne życzenie znalazł się w pułapce. Rozwój wydarzeń pcha go przeciw władzy, a tego Kościół, jako żywo, nigdy nie czyni! Kościół, który doskonale dogadywał się z Gierkiem i Jaruzelskim, nagle – ostatnio ustami abp Michalika! – wystąpił przeciw arcykatolickiemu Komorowskiemu. Takiej historii nikt by nie wymyślił, chyba nawet Zły…

Ale też niełatwo jest biskupom. Głosząc cnotę ubóstwa, Kościół jednocześnie robi z państwową władzą nadzwyczajne interesy: płyną na kościelne konta strumienie pieniędzy z państwowej kasy, a notariusze urobieni są po łokcie przy dawanych Kościołowi przez państwo nieruchomościach. Władza – posłowie, ministrowie, generałowie, wojewodowie i marszałkowie – kroku nie zrobi bez zgody hierarchów. Ale jednocześnie serca zdecydowanej większości biskupów są nie z obecną władzą, bo są w Toruniu a ich poglądy zbieżne z poglądami prezesa: że kto nie z nami, ten nie Polak, a Europa to zaraza, Żydzi i geje.

 I dlatego Kościół ogłosił – uwaga! – że krzyż to nie jest sprawa Kościoła, ale polityków. Bo co miał powiedzieć?
Pospieszne, półtajne wmurowanie pamiątkowej tablicy ani nadzwyczaj łagodny apel Episkopatu „o umożliwienie przeniesienia krzyża” nie rozwiązują oczywiście niczego: ani problemu krzyża, ani pomnika, ani spisku ani żadnego innego.
Ale się porobiło!

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*