Amputować!

fot. http://www.flickr.com/photos/cafemama/ / CC BY-NC-SA 2.0

Pijany kierowca zabijający idącą chodnikiem rodzinę, pijany motorniczy rozjeżdżający kobiety na pasach, pijany chłopak wjeżdżający samochodem w drzewo i masakrujący siebie i swoją dziewczynę – oto wydarzenia rozpoczynające nowy, 2014 rok, w mediach i inaugurujące krajowe życie polityczne. Media mają o czym pisać, publicyści dyskutować, natomiast posłowie, senatorowie i działacze partyjni otrzymali wielką szansę w licytacji o popularność.

Mądrzy ludzie twierdzą, że straszenie, zarządzanie lękiem jest najbardziej efektywną strategią wyborczą. Od wieków, właściwie od zawsze. Jak nie czarownice, to Żydzi, jak nie Żydzi – to masoni, jak nie masoni – to czerwoni, jak nie czerwoni – to ptasia grypa, albo świńska, jak nie grypa – to pedofile albo gender. A w Polsce aktualnie wrogiem publicznym numer 1 są pijani kierowcy, którzy chwilowo nawet przyćmili wraże feministki przebierające w przedszkolach chłopców w sukienki, i na pijanych kierowcach skupiła się cała wyobraźnia klasy politycznej.

Czekam na propozycję ucinania ręki albo nogi – i to na żywca – pijanemu za kierownicą w warunkach recydywy. I to z prawnym zakazem używania później protezy albo pojazdu przystosowanego dla niepełnosprawnych. Bo jakaż – pytam – inna skuteczna gwarancja, że taki pijak, nawet po odsiedzeniu wyroku i zabraniu ma dożywotnio prawa jazdy, nie usiądzie znowu za kółkiem? No, nie ma gwarancji: ciągle wszak słyszymy, że skazani i pozbawieni prawa jazdy junacy siadają do aut i zabijają! Więc amputować kończyny pijakom, czekam na projekt stosownej ustawy. Lud będzie zachwycony, a już masowo pobiegnie wybrać tego posła (posłankę), który zaproponuje amputacje publiczne. Na przykład na nowych stadionach piłkarskich: stoją puste, a dzięki temu zarobią górę szmalu.

W końcu są do dzisiaj kraje, w których ucina się ręce za kradzież, uszy za bluźnierstwo i kamienuje publicznie za wiarołomstwo. A i u nas pojawił się pomysł kastrowania pedofilów, całkiem przez lud życzliwie przyjęty. Komisji kodyfikacyjnej, która modyfikuje właśnie prawo karne, podsuwam więc ten pomysł, a szczególnie prof. Zollowi – jej przewodniczącemu, który jest zwolennikiem porządkowania prawa w tę właśnie stronę.

Na razie tak radykalnych pomysłów jeszcze nasi parlamentarzyści nie zgłosili. Zadowalają się licytacją liczby lat bezwzględnego więzienia dla jeżdżących „po spożyciu” i wysokości kar finansowych dla nich. Jest to jedyny kierunek myślenia dostępny naszej rodzimej klasie politycznej. Filozofowania i relatywizowania panie i panowie zasiadający na Wiejskiej nie lubią. A już tych prawniczych, profesorskich rozważań –  na przykład, że nie wysokość kary, ale jej nieuchronność jest skuteczna – po prostu nie cierpią. Stąd pomysły, żeby karać również pasażerów, konfiskować pojazdy, publicznie piętnować.

Faktem jest, że zatrzymano w ubiegłym roku ponad 160 tysięcy pijanych kierowców. Ale blisko połowa to rowerzyści na bocznych dróżkach. Z pozostałych 90 tysięcy, 80 procent miało minimalną liczbę promili, uważali, że po wieczornej imprezie i po przespanej nocy są absolutnie trzeźwi. To zresztą powszechne przekonanie Polaków i dlatego pomysł Donalda Tuska, aby w każdym samochodzie był po ręką alkomat jest pomysłem doskonałym. Ale akurat najbardziej obśmianym. Może dlatego, że byłby rzeczywiście skuteczny?

I na koniec: kierowcy pod wpływem alkoholu są sprawcami 5 procent wypadków na polskich drogach. Ale ta informacja nie nadaje się do licytacji patriotyzmu, odpowiedzialności  ani do amputacji.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*