BÓG

Uff, wyborczy maraton za nami. Vox populi, vox Dei – napisał 12 wieków temu pewien anglosaski mnich (nazywał się Alkulin). Sentencja ta rozstrzygająca jego zdaniem słuszność i niepodważalność wyborów kościelnych dostojników (bo lud miał niegdyś wpływ na obsadę biskupich stolców) z czasem stała się rozstrzygającym dowodem słuszności wszelkich wyborów władzy.

Czyli, skoro lud tak chciał, to tak chciał Bóg. Tak więc ta blisko połowa Polaków, która chciała mieć innego prezydenta, powinna zamilknąć i ze zrozumieniem oraz pokorą przyjąć wynik wyborczy. Boskie decyzje wszak nie podlegają ludzkiej ocenie, są – jak to ujął święty Tomasz – w innym porządku, a mianowicie nie wiedzy i doświadczenia, ale wiary. Poza tym, Bóg nie jest demokratą!

Akurat w czasie histerycznych wydarzeń przed drugim głosowaniem czytałem książkę Brittany Kaiser „Dyktatura danych”. To rzecz o sławnych wydarzeniach związanych z wykorzystaniem przez firmę Cambridge Analytika danych osobowych dziesiątków milionów użytkowników Internetu w kampaniach wyborczych w różnych krajach świata. Awantura jednak się zrobiła, kiedy ujawniono manipulacje  w kampaniach przygotowujących brexit w Anglii, a później wybory Trampa w Ameryce. Autorka była jedną z głównych postaci tego przerażającego procederu i w dużym stopniu jej zeznania przed prokuratorami i komisjami śledczymi na Wyspach i w Stanach doprowadziły do drastycznego ograniczenia dostępu do danych osobowych (RODO).

Rzecz jest o tym, jak sztaby wybitnych uczonych psychologów, programistów, statystyków (większość to absolwenci Oxfordu, Harvardu, Cambridge, Stanforda itp.) potrafiły ściągnąć z mediów społecznościowych, przede wszystkim Facebooka i Googla, dane osobowe użytkowników, kategoryzować je, segregować, układać, a następnie wysyłać milionom wyborców zindywidualizowane pakiety wyborczych reklam, informacji, komunikatów. Zwolennicy brexitu i Trumpa dostawali materiały zachęcające do głosowania, przeciwnicy zniechęcające, niezdecydowani byli podzieleni na młodych, starych, wykształconych, niewykształconych, optymistów, neurotyków i tak dalej, i tak dalej. Bo Google, Facebook, Instagram, Twitter – wszystko o nas wiedzą, absolutnie wszystko, więcej, niż sami wiemy o sobie (prekursorem wykorzystywania tych cyfrowych śladów był polski wykładowca Stanforda Michał Kosiński!)

Przeczytałem, że strategią najbardziej skuteczną w politycznym marketingu, czyli manipulacji opinią publiczną, jest wywoływanie lęków, uprzedzeń, plemiennych nienawiści, zrywanie wszystkich możliwych nici porozumień. Jesteśmy  dobrzy MY i są ONI, którzy nie zasługują ani na uwagę, ani na wysłuchanie, ani na litość. To złodzieje, kłamcy, oszuści, zabiorą wam wszystko, zdemoralizują dzieci, zniszczą rodzinę, zagrabią państwo.

Więc MY albo ONI, żadnych porozumień, kompromisów, dyskusji. Taki jest udowodniony przez najlepszych światowych ekspertów sposób na wyborcze zwycięstwo – dzielić ludzi, kłamać, siać nienawiść. Tym zajmują się świetnie opłacane (w Polsce z naszych podatków) sztaby wyborcze, a partyjni nominaci wytyczne tych sztabów karnie realizują. To fascynujące, jak skutecznie: wszak miliony Polaków uwierzyło, że geje będą uczyły masturbacji w przedszkolach, że Żydzi zabiorą polskim dzieciom 500+, a staruszkowie będą podlegali przymusowej eutanazji…

W ten sposób motywowany lud idzie do wyborów. Czy staje się głosem Boga? Być może tego Boga ze Starego Testamentu, ale na pewno nie tego Boga z Nowego Testamentu.

Czy to jest jeszcze demokracja? Czy jej kres? Steven Pinker, wybitny badacz umysłu, profesor z Harvardu, napisał był książkę mającą wlać optymizm i nadzieję w serca zlęknionych stanem planety, ludzkości, nieuchronną katastrofą – „Nowe Oświecenie”. Pisze i o demokracji, że to nie rozumne wybory najlepszych, bo takiej demokracji nie ma, nie było i nie będzie, ale tylko możliwość  bezkrwawej zmiany władzy, czyli wolne sądy i wolne media. Żeby władza się bała ludu. A lud zawsze wybiera podobnych sobie. I tak wybraliśmy! Jest więc vox populi głosem Boga. Czyż nie uczynił człowieka na swoje podobieństwo?

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*