Młode wałachy

Radni miasta Wrocławia postanowili, że Wrocławski Tor Wyścigów Konnych zostanie połączony z Młodzieżowym Centrum Sportu i od 1 stycznia 2012 roku przyjmie wdzięczną nazwę Wrocławskie Centrum Sportu, Hippiki i Rekreacji. Są tacy, którzy proponują, aby inicjatywie nadać nazwę „Młode wałachy”, bo to i łatwiej wpada w ucho i właściwie oddaje stan umysłów tych, którzy do realizacji tej inicjatywy doprowadzili.

 
Co starsi wrocławianie doskonale pamiętają czasy PRL, kiedy to dla dobra proletariatu chciano ten tor wyścigów zamienić na miejsce masowej rekreacji. Miały tam być tory do biegania w workach, boiska do przeciągania liny, przeszkody do zdobywania odznaki Sprawny do Pracy i Obrony, boiska do siatkówki i gry w palanta, oraz stały cyrk i wesołe miasteczko. Niestety, towarzysze rzuceni na krzewienie masowej fizkultury nie zdołali wbić klasie robotniczej do głowy, że oglądanie wyścigów konnych to burżuazyjny przeżytek, a obstawianie zakładów nie licuje z godnością przodownika pracy. Mieszkańcy zaś stawali murem za torem na Partynicach i nie dopuścili do jego przekształcenia w socjalistyczny Disneyland. Kiedy zaś na tym terenie pojawił się Jan Paweł II, wszyscy byli pewni, że terenu tego nikt już nie ruszy. No i zawiedli się.

Demokratom żadna świętość niestraszna i dlatego udało się im załatwić to, czego nie dokonali komuniści. Wprawdzie urzędnicy magistraccy przysięgają, że na Partynicach nadal będą organizowane wyścigi konne oraz zawody western, ale przecież nie po to robione są te zmiany, aby wszystko było po staremu. Głośno już zapowiadają, że powstanie tam tor dla rolkarzy, miejsce do gry w bulę, boiska do siatkówki oraz liczne lokale gastronomiczne. Z pewnością cieszą się w zaświatach wrocławscy komuniści, że ich program jest wreszcie realizowany. A tak przy okazji, już teraz trzeba stać w gigantycznym korku przy skręcie z ul. Karkonoskiej w ul. Zwycięstwa, ale nikt nie ma pomysłu na to, jak ten węzeł gordyjski rozwiązać. Co się będzie działo, kiedy ruszą „Młode wałachy” nietrudno sobie wyobrazić.

*

Kilka miesięcy temu wykopano na Nowym Targu resztki fontanny Neptuna. Tuż po jej otwarciu w 1732 roku ówczesna inteligencja miasta Breslau twierdziła, że jest to po prostu kicz, a nie symbol hanzeatyckiego miasta. Teraz miłośnicy kulturalnego powrotu Breslau do Macierzy chcą zrekonstruować to dzieło jako symbol nadmorskich aspiracji miasta. Co więcej, znalazło się już kilku miłośników poniemieckich tradycji, którzy będą namawiać przedsiębiorców, by sfinansowali rekonstrukcję fontanny na Nowym Targu. Jeżeli chcemy mieć faktyczny kontakt z morzem, to tańsze i bardziej atrakcyjne będzie zorganizowanie w tym miejscu plaży dla nudystów. Ponoć piasek z przepięknych plaż w Mrzeżynie można kupić za niewielkie pieniądze.

*

No i na koniec przestroga dla nauczycieli spoza Wrocławia, którzy chcieliby pokazać miasto swoim uczniom. Dobrze wam radzę, jedźcie do innego miasta, bo u nas albo będziecie musieli zatrudnić licencjonowanego przewodnika (za stosownym wynagrodzeniem), albo zostaniecie ukarani przez straż miejską półtysięcznym mandatem. A że często dyplomowany nauczyciel wie więcej na temat naszego miasta niż licencjonowany przewodnik – absolwent zaocznych kursów, to już nikogo nie obchodzi. Jeżeli w taki sposób będziemy promować Wrocław, to czekają nas zadziwiające efekty.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*