Razem czy osobno?

Wrocław miał zasłynąć swoim nowatorskim programem restrukturyzacji sieci bibliotecznej, miał być wzorem do naśladowania i przedmiotem zazdrości innych miast. I faktycznie – od jakiegoś czasu o Wrocławiu zrobiło się głośno, choć niekoniecznie z powodów, o które chodziło autorom reformy. A wszystko za sprawą Jarocina, którego władze postanowiły połączyć tamtejsze szkolne biblioteki z publicznymi.

Miało być – tak tłumaczyły władze Jarocina – i oszczędnie, i z pożytkiem dla uczniów, bo ci otrzymaliby dostęp do bogatszego, nowszego księgozbioru oraz bibliotekę otwartą także po godzinach pracy szkoły. Pomysłu nie docenili jednak szkolni bibliotekarze i ostro zaprotestowali. Trudno się im zresztą dziwić, bo ta decyzja oznacza dla nich utratę pracy, a jeśli nawet nie pracy – to przywilejów wynikających z Karty Nauczyciela. Do protestu przyłączył się Związek Nauczycielstwa Polskiego. MEN, który pierwotnie spoglądał przychylnym okiem na proponowane zmiany, ostatecznie – w piśmie skierowanym do dyrektora jarocińskiego Wydziału Oświaty – przeprosił za „błędną informację, dotyczącą możliwości umieszczenia filii biblioteki publicznej w szkole”, przypominając, iż artykuł 13 ustawy o bibliotekach bezwzględnie zakazuje łączenia bibliotek publicznych ze szkolnymi czy pedagogicznymi i że inne przepisy także nie dają możliwości likwidacji szkolnej biblioteki, by zastąpić ją publiczną.

Co do tego wszystkiego ma Wrocław? A to, że tutaj pierwszej fuzji biblioteki szkolnej z publiczną dokonano już w końcu lat dziewięćdziesiątych, a za tym pierwszym połączeniem poszły inne. Oczywiście – nie oficjalnie, bo tego zabrania ustawa. Teoretycznie szkoła po prostu udostępniła miejskiej filii swoje pomieszczenia, a ta w rekompensacie rozszerzyła swoją ofertę – z myślą o uczniach. Tak właśnie sprawę wyjaśniał podsekretarz stanu Zbigniew Sosnowski, odpowiadając na interpelację poselską „w sprawie łamania przepisów ustawy o bibliotekach  przez władze samorządowe na przykładzie Jarocina i Wrocławia”, która wpłynęła do kancelarii Rady Ministrów w maju tego roku.
Dziś takich szkół, które „goszczą w swych siedzibach” filie miejskiej biblioteki, jest we Wrocławiu 13.

-Wyszliśmy z założenia,
że zamiast mieć biedę z nędzą

czyli biedną bibliotekę szkolną pozbawioną środków na zakup zbiorów i nędzną publiczną dysponującą niewielką przestrzenią, zwłaszcza na osiedlach oddalonych od centrum Wrocławia, lepiej stworzyć jedną placówkę,  ale za to z nieporównywalnie lepszą i bogatszą ofertą
–  tłumaczy dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej, Andrzej Ociepa. – Klasyczny przykład to Kozanów. Wcześniej tamtejsza biblioteka gnieździła się w dwóch obiektach: siedemdziesięcio- i stumetrowym. W pobliskim gimnazjum, dokąd  ją przeniesiono, zajmuje teraz ponad 400 metrów kwadratowych powierzchni, jest nowoczesna, pozbawiona barier architektonicznych, ma bogate zbiory. I realizuje w znacznie szerszym zakresie zadania biblioteki szkolnej.

Takie działania są tylko jednym z elementów szeroko zakrojonego programu restrukturyzacji i modernizacji wrocławskiej sieci bibliotecznej. Dylemat, co lepiej służy czytelnikom – gęsta sieć dostępnych „tuż za rogiem”, ale małych bibliotek, czy raczej zmniejszona liczba filii, ale za to unowocześnionych, multimedialnych, z bogatszym księgozbiorem – władze Wrocławia już dawno rozstrzygnęły. W efekcie reorganizacji z 67 istniejących w 1999 roku filii pozostało dziś 48. Znaczna ich część jest już skomputeryzowana i ma dostęp do Internetu, kilkanaście pełni funkcję dużych centrów biblioteczno-informacyjnych, pięć największych ma w swej ofercie dodatkowo bogate zbiory multimediów: filmów, muzyki, pakietów edukacyjnych. Każda zmodernizowana filia jest pozbawiona architektonicznych barier, spora część z nich – także tych, które ciągle pracują w sposób tradycyjny – oferuje szereg udogodnień, jak wypożyczanie międzyfilialne czy dostarczanie książek do domów osób starszych i niepełnosprawnych.

-Obecnie kwestia lokalizacji biblioteki nie ma już takiego znaczenia jak dawniej  – przekonuje dyrektor. – Wzrasta natomiast zapotrzebowanie na nowoczesne usługi bibliotekarskie. Kwestia informacji, także informacji o zbiorach, zaczyna odgrywać pierwszorzędną rolę. Trudno dziś sobie wyobrazić funkcjonowanie biblioteki bez katalogu elektronicznego, bez możliwości rezerwacji zbiorów przez internet.
Co ciekawe, nowoczesnych technologii głodni są także ludzie starsi. Wrocławskie filie, które prowadzą kluby e-seniora, warsztaty internetowe czy kursy fotografii cyfrowej, już tworzą listy rezerwowe, choć zajęcia rozpoczną się dopiero we wrześniu – chętnych jest więcej niż miejsc.

Biblioteka szkolna
także może być nowoczesna,
wszystko zależy od inwencji szkoły
i mądrej polityki finansowej

twierdzą bibliotekarze szkolni, przekonując, że wizja ciasnej i biednej biblioteki szkolnej to mit. Dzięki celowej dotacji budżetowej od lat wyposaża się je w komputery, internet, dzięki czemu pełnią też rolę multimedialnych centrów. W wielu działają szkolne punkty doradztwa zawodowego. Ich księgozbiór rzeczywiście nie jest tak bogaty jak filii publicznych, ale wcale nie musi taki być, bo mają przecież do spełnienia odmienne funkcje:

-Biblioteka szkolna jest integralną częścią szkoły, wspierającą proces dydaktyczny – tłumaczą. – Tak jak inne szkolne pracownie spełnia zadania opiekuńcze, służąc nie tylko edukacji. Jesteśmy więcej niż bibliotekarzami, jesteśmy pedagogami. Pomijając koła biblioteczne, lekcje, warsztaty, teatrzyki i inne formy pracy z uczniem, wysłuchujemy też ich problemów, rozmawiamy, jesteśmy stale pod ręką. Żaden bibliotekarz publiczny nie będzie miał szansy na tak bliski kontakt z dziećmi, tym bardziej, że swój czas musi dzielić przecież pomiędzy innych czytelników.

Niebagatelna jest także kwestia bezpieczeństwa.
-Stawiamy bramki, fundujemy kamery, posterunki i nagle chcemy, żeby na teren szkoły mógł wejść każdy – pisze na forum jedna z internautek. – Do mojej szkoły nie są wpuszczani obcy ludzie, bo to niebezpieczne. Takie czasy. Zanim państwo przyklaśniecie iluzorycznym korzyściom, zastanówcie się, po co stworzono biblioteki szkolne i jakie jest ich zadanie.

Zjawisko łączenia bibliotek
nie jest niczym nowym,
nie jest też zjawiskiem aż tak marginalnym
jak mogłoby się zdawać
Choć po 2001 roku, gdy wprowadzono nowelę zakazującą takich praktyk, odnotowano ich spadek, ciągle jeszcze stanowią jedną piątą wszystkich bibliotek. Na Dolnym Śląsku – to bodaj najwyższy odsetek w kraju – w tym systemie działa co trzecia placówka.

Biblioteka Narodowa w swoich raportach negatywnie ocenia to zjawisko: „Choć w krajach europejskich (głównie skandynawskich) można znaleźć całkiem udane wzorce takich połączeń, w wydaniu krajowym przybierają one często trudną do zaakceptowania formułę, tracąc swą tożsamość i stając się instytucją „od wszystkiego”, gdzie sprawy czytelnictwa są marginalizowane. Wbrew ustawowemu zakazowi dochodzi do różnego typu nieformalnych fuzji, a niejednoznaczność rozwiązań organizacyjnych tylko zaciemnia obraz ich funkcjonowania”.

Dlaczego o sprawie dopiero teraz zrobiło się głośno? Bo do komisji sejmowej Przyjazne Państwo już wpłynął projekt nowelizacji ustawy o bibliotekach, znoszący zakaz łączenia placówek publicznych ze szkolnymi, autorstwa Związku Gmin Wiejskich. Bibliotekarze ze szkół boją się, że gdy projekt przejdzie – samorządy lokalne skrupulatnie wykorzystają tę możliwość i biblioteki szkolne w swoim obecnym kształcie po prostu znikną.
-To będzie dla gmin łatwa pokusa i czysta oszczędność. A dla bibliotek publicznych szansa, aby podnieść spadające wskaźniki czytelnictwa – dodają złośliwie.

Czytelnictwo w Polsce faktycznie spada
i to od kilku lat
Ledwie 17,6 proc. Polaków korzysta z bibliotek – co piąty mieszkaniec miasta i co ósmy na wsi. Dzieje się tak pomimo pozytywnych zmian, które przechodzą polskie biblioteki – już dwie trzecie z nich jest skomputeryzowane, rosną też ich księgozbiory. Jak podają raporty Biblioteki Narodowej, wskaźnik zakupu nowości był w 2007 roku najwyższy od szesnastu lat (ale ciągle jeszcze stanowi tylko nieco ponad połowę minimalnej normy z lat 80., którą wówczas realizowano z nadwyżkami).

Być może, sugerują autorzy raportu, jest to efekt zmian społeczno-demograficznych zachodzących w Polsce (niż demograficzny, starzenie się społeczeństwa, migracje), z pewnością ma na to również wpływ rosnąca popularność internetu i mediów elektronicznych w ogóle.
Największy spadek czytelnictwa odnotowano w grupie ludzi młodych, wzrasta za to liczba osób starszych korzystających z bibliotek.

-Młodych ludzi trzeba czymś do biblioteki przyciągnąć – twierdzą miejscy bibliotekarze. – Multimedia, internet, szybki dostęp do informacji – to się dzisiaj sprawdza. Najlepszy przykład: do Mediateki zagląda dziennie do tysiąca osób. Ten, kto przychodzi tam po multimedia, z czasem zaczyna dostrzegać i książki. I oto właśnie nam chodzi.

Projekt nowelizacji ustawy bibliotecznej
przekazano, póki co, ekspertom do konsultacji

Dyrektor Andrzej Ociepa (od niedawna – z nominacji ministra kultury, Bogdana Zdrojewskiego – członek Krajowej Rady Bibliotecznej) jest zwolennikiem zmiany obowiązującego prawa:
– Obecne jest anachroniczne i zupełnie nie przystaje do rzeczywistości – mówi. – Mamy przestarzałe struktury, nadmiernie rozbudowane koszty. Tymczasem właśnie poprzez łączenie funkcji i zadań bibliotecznych można racjonalizować wydatki i sprawić, by pieniądze szły na to co najważniejsze, czyli wzbogacanie zbiorów.

Środowisko nauczycieli –bibliotekarzy postrzega jednak propozycję ZGW przede wszystkim jako zamach na edukację i ostrzega, że może to przynieść nieodwracalne szkody procesowi dydaktycznemu. Przypomina również, że rząd polski podpisał deklarację UNESCO zwaną „manifestem bibliotek szkolnych”, więc jakiekolwiek zmiany dopuszczające możliwość łączenia ich z publicznymi będą pogwałceniem międzynarodowych umów.

O Joanna Kaliszuk 153 artykuły
Joanna Kaliszuk jest dziennikarką, redaktorką naczelną Gazety Południowej.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*