
Góra do Mahometa
Pewien sąd w pewnej sprawie kryminalnej (rozpatrywanej już zresztą przez dziesięć lat) niezliczonych przesłuchiwał świadków, wśród których był i pewien arcybiskup. Latami całymi biedny sąd kombinował, jak to z takim świadkiem rzecz całą załatwić. I ani sąd nie wiedział, ani też kolejni ministrowie sprawiedliwości nie wiedzieli, ani nawet szefowie rządów nie wiedzieli: jak zrobić, żeby obowiązkowi stało się zadość, ale eminencji żeby nie obrazić. Więcej…